Czwartkowe notowania na rynku warszawskim skończyły się zwyżkami dwóch najważniejszych indeksów. WIG20 wzrósł o 0,26 procent, gdy indeks szerokiego rynku WIG zyskał 0,45 procent. Z perspektywy końca sesji widać jednak, iż lokalne apetyty wzrostowe przegrały z korelacją ze światem. Poranek przyniósł mocną zwyżkę WIG20, którą rynek odpowiedział na czwartkowe wzrosty na Wall Street. W istocie w pierwszych dwóch godzinach sesji koszyk blue chipów właściwie powielał wczorajsze mocne zwyżki indeksów na Wall Street, by w środkowej fazie dostosować się do otoczenia i razem z giełdami bazowymi czekać na to, jak zostanie przyjęta podwyżka ceny kredytu przez Europejski Bank Centralny. Ogłoszenie podwyżki stóp procentowych w strefie euro o 75 punktów bazowych okazało się całkowicie wycenione przez rynek i reakcją giełd – a zwłaszcza walut – było sprzedanie faktów. Osłabienie euro do dolara przełożyło się na osłabienie złotego, czego GPW nie mogła zignorować. W końcowych godzinach pojawił sie kolejny impuls podażowy w postaci spadków na Wall Street, który przełożył się na całkowite zredukowanie wcześniejszych wzrostów w Warszawie. Również dzięki ruchowi na giełdach amerykańskich, na ostatniej prostej bykom udało się ugrać skromną zwyżkę WIG20, ale w finale dzień był niczym więcej niż konsolidacją. Technicy mają do odnotowania zawahanie byków w rejonie oporu na 1500 pkt., które wzmacnia porażkę popytu na połamanym wsparciu w tym punkcie wykresu. Efektem jest przymus czekania na kolejny ruch rynku w rejon 1400 pkt. lub powrót nad 1500 pkt. Bez wyjścia poza te psychologiczne bariery trudno będzie o nowe treści na wykresie. Warto jednak pamiętać, iż czasu na poważne zagrywki techniczne jest coraz mniej. W przyszłym tygodniu rynek wejdzie już w okres czekania na rozliczenie wrześniowej serii kontraktów terminowych, a więc w fazę, w której większość inwestorów musi brać pod uwagę pewną sztuczność handlu w oderwaniu od fundamentów i układów na wykresach.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ