Na środowe notowania na rynku warszawskim nie można spojrzeć bez oderwania od układu technicznego na wykresie WIG20. Korelacje z rynkami bazowymi i presja spadkowa z otoczenia GPW są teraz elementami stałymi, którym GPW miała do przeciwstawienie tylko jeden element – kilkunastomiesięczny trend boczny, zamykający WIG20 pomiędzy poziomami 2400 pkt. i 2100 pkt. W ostatnim miesiącu wcześniejsza, nieudana próby wybicia WIG20 górą z 300-punktowego zawieszenia połączyła się z globalną ucieczką od ryzyka. We wtorek rynek został uratowany impulsem wzrostowym z otoczenia, ale wsparcie na wykresie WIG20 zostało naruszone. Dziś rynek ponownie próbował bronić 2100 pkt., ale tym razem otoczenie zabrało to, co dało we wtorek i ponad dwuprocentowe spadki niemieckiego DAX-a i amerykańskiego S&P500 wymusiły na popycie odsunięcie się na niższe poziomy, a podaż do większej aktywności. Bilansem rozdania jest spadek WIG20 o 2,9 procent przy blisko 730 mln złotych obrotu. Do finałowej godziny sesja nie jawiła się jako dzień przesilenia, ale końcowy wzrost aktywności – prowokowany potwierdzeniem sygnału sprzedaży na wykresie WIG20 – osunął indeks blue chipów w rejon 2078 pkt., co daje najniższy poziom kluczowej średniej od stycznia 2017 roku. Potencjał spadku zbudowany z wybicia z trendu bocznego można szacować na przeszło 300 pkt., więc w zasięgu podaży jest rejon 1800 pkt. Zrealizowanie potencjału technicznego zbudowanego dzisiejszym rozdaniem będzie wymagało pomocy ze strony rynków bazowych, które ciągle mają z czego spadać, ale i bez pomocy ze świata technicznie zorientowani gracze zostali zmuszeni do przesunięcie zleceń kupna na kolejne wsparcia i psychologiczne bariery.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA