Piątkowe notowania na rynku warszawskim skończyły się solidarnymi zwyżkami najważniejszych indeksów. WIG20 wzrósł o 0,86 procent, gdy indeks szerokiego rynku WIG zyskał 0,92 procent. Obrót w koszyku blue chipów wyniósł niespełna 657 mln złotych, gdy na całym rynku ledwie przekroczył 818 mln złotych. Stale słabiej od rynku radziły spółki bankowe, których indeks WIG-Banki zyskał zaledwie 0,68 procent i w skali tygodnia stracił 6,70 procent. Wzrostowa sesja może jawić się jako sygnał siły rynku, ale naprawdę wpisała się w słabość z poprzednich sesjach tygodnia. W przypadku WIG20 obrót był czytelnie mniejszy od miliardowych rozdań ze środy oraz czwartku i ledwie zredukował tygodniowy spadek indeksu do 5,21 procent. W zwyżce najwięcej było odpowiedzi na wzrost złotego, który szukał dziś korekty po wcześniejszych spadkach i zyskał do dolara 0,4 procent. Z perspektywy technicznej u układów na wykresie WIG20 sesja była niczym więcej niż próbą stabilizacji po tąpnięciach z poprzednich sesji tygodnia. Rynek liczy się w rejonie linii trendu wzrostowego, która jest jednocześnie linią prowadzącą hossę od zeszłorocznego dołka bessy, ale też ma za sobą domknięcie szczytowej formacji głowy z ramionami, która dla technicznie zorientowanych graczy jest zaproszeniem do spoglądania w rejon 1800 pkt. i oczekiwania dalszej przeceny. Uwzględniając wrażliwość rynku na kondycję złotego i słabość polskiej waluty, perspektywy jawią się jako spadkowe również bez wspierania ocen układami technicznymi. Nie ma wątpliwości, iż spadkowy tydzień WIG20 był pochodną spadku złotego, którego przecena została w serwisach czytanego na całym świecie Bloomberga określona jako największa od wybuchu wojny na Ukrainie. To nie jest kontekst, który zachęca graczy zagranicznych do kupowania polskich akcji, nawet jeśli w dolarze zrobiły się tańsze o blisko 20 procent.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ
Wydział Analiz Rynkowych
Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A.