Obecnie w kinach można obejrzeć film BIG Short, opowiadający historię kilku inwestorów, którzy w latach 2005-2007 "obstawili" załamanie rynku pożyczek hipotecznych w USA. Kryzys na tym rynku nastąpił w 2008 roku. Osobom, które nie widziały tego filmu radzę przerwać czytanie w tym miejscu i wrócić do komentarza po jego obejrzeniu (poniżej zdradzam część fabuły).
Jaka lekcja płynie z tego filmu dla inwestorów? Dotyczy ona cierpliwości w czekaniu na sprzyjające warunki na rynku i dobry wynik naszych inwestycji. Jednym z bohaterów filmu jest dr Michel Burry, niedoszły neurolog i pasjonat inwestowania, który rzuca staż w szpitalu i zakłada fundusz hedgingowy Scion Capital. Po serii trafnych inwestycji, w 2005 roku dr Burry postanawia zagrać przeciwko rynkowi ryzykownych pożyczek hipotecznych. Instrumentem, który do tego służy są kontrakty na ryzyko kredytowe CDS, czyli pewnego rodzaju ubezpieczenie, na wypadek niewypłacalności kredytobiorców. Ten instrument działa jak inne ubezpieczenia. Fundusz Scion Capital musi regularnie płacić składkę na to ubezpieczenie, co stopniowo obniża wycenę funduszu. Z kolei o zyskach z przyjętej strategii będzie możne mówić dopiero wtedy, kiedy bankructwa kredytobiorców nastąpią. W efekcie, fundusz przez 2 lata pokazuje regularne straty (w wysokości opłacanej składki), zanim w 2007 roku wspomniane kontrakty będą najbardziej pożądanym towarem na rynku, a ich ceny wystrzelą „w kosmos".
W 2007 roku fundusz Burry'ego zarobił 138% (a za 8 lat zarobił blisko 500%), po czym został zamknięty w połowie 2008 roku. Jednak nie wszyscy inwestorzy doczekali tego ponadprzeciętnego wyniku. Czy trudno się dziwić? Kto z nas widząc przez 2 lata jak cena jednostki funduszu osuwa się praktycznie miesiąc w miesiąc miałby jeszcze wiarę we wzrosty? Pewnie niewiele osób. Przekonanie o tym, że negatywna seria będzie trwała narastałoby z każdym miesięcznym ujemnym wynikiem. Wniosek jest prosty. Jeśli mam dobrze przygotowaną inwestycję, opartą o fundusze z potencjałem, to prędzej czy później ten potencjał powinien przełożyć się na pozytywny wynik.
Czas działa na naszą korzyść. Im dłużej utrzymujemy inwestycję, tym większą mamy szansę na zyski. Naturalnie, w żadnym momencie nie ma gwarancji, że wynik za parę lat będzie lepszy od wyniku lokaty. Takiej gwarancji nie miał też dr Michel Burry, ani wtedy kiedy jego fundusz stracił blisko 20% w ciągu roku, ani wtedy kiedy zyskał ponad 100% w parę miesięcy. Jednak w dłuższym terminie wyceny na rynku są determinowane przez fundamenty i prędzej czy później, ten potencjał powinien przełożyć się na zyski.