Spadek wskaźnika pod kreskę to paradoksalnie jednak pozytywny sygnał. Podobne spadki w latach 2011-2012 dwukrotnie okazały się trafną zachętą do … kupowania globalnych akcji. Po prostu nastroje były już tak złe, że niewiele trzeba było, by zaczęły się stopniowo poprawiać. Wygląda więc na to, że znów jesteśmy gdzieś w okolicach dołka cyklu. No chyba, że dojdzie do katastrofy na wzór 2008 roku (wówczas barometr spadł aż do -40 pkt. proc., co obrazowało skrajną panikę).
O ile omówiony barometr pokazuje nastawienie względem globalnych akcji ogółem, to równie pouczające się zagłębienie się w podobne wskaźniki dotyczące poszczególnych rynków/regionów.
Przez większość ubiegłego roku zdecydowana większość zarządzających tkwiła w przeświadczeniu, że akcje ze strefy euro są "super", głównie ze względu na trwającą ogromną operację QE. W tym roku wiara w cuda, jakich miał dokonać Mario Draghi, z miesiąca na miesiąc wyraźnie jednak słabła, aż wreszcie wynik brytyjskiego referendum i obawy o przyszłość UE okazały się przysłowiowym gwoździem do trumny. W efekcie barometr z bardzo wysokich poziomów spadł właśnie pod kreskę. To tyle na temat inwestowania w oparciu o powszechną modę... Jednocześnie akcje amerykańskie oraz te z rynków wschodzących, które przez długie miesiące były - jak wynikało z sondaży - raczej w niełasce, ostatnio zaczęły dla odmiany zyskiwać przychylność zarządzających.Reasumując, po bardzo optymistycznych nastrojach rynkowych sprzed ponad roku nie ma już śladu. Globalny barometr oparty na sondażu BofA/ML po raz pierwszy od czterech lat znalazł się poniżej zera - a to paradoksalnie może być dobry sygnał.