- Niemal 52% obywateli Wielkiej Brytanii opowiedziało się za wystąpieniem z Unii Europejskiej. Wyniki głosowania były dużym zaskoczeniem dla rynków finansowych, co zaowocowało m.in. znaczącym osłabieniem funta i euro, mocną przeceną na giełdzie w Tokio, czy też wyraźną zwyżką ceny złota.
- Najbliższe sesje przyniosą spadki na giełdach europejskich. Spokojniej będzie na parkietach w USA.
- Po pierwszym szoku nastroje powinny się uspokoić. Z tego powodu paniczna wyprzedaż na pierwszych sesjach po referendum może okazać się okazją inwestycyjną.
W czwartkowym referendum obywatele Wielkiej Brytanii opowiedzieli się za wystąpieniem z Unii Europejskiej - za wyjściem oddano 51,9% głosów. Pomimo dużej zmienności sondaży publikowanych od początku czerwca, w ciągu ostatniego tygodnia przed głosowaniem odsetek przeciwników Brexitu stopniowo się podnosił, a prawdopodobieństwo opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię malało z każdym dniem, zarówno w badaniach opinii publicznej, jak i zakładach bukmacherskich. W rezultacie globalne rynki akcji, obligacji korporacyjnych oraz rynek walutowy w zaledwie 4 sesje zdołały odrobić wszystkie wcześniejsze straty spowodowane, jak się wydawało chwilowym, wzrostem liczby zwolenników „secesji” z pierwszej połowy miesiąca. Dlatego ostateczny rezultat referendum można określić, jako spore zaskoczenie (a nawet szok) dla większości inwestorów.
Ryzyko związane z referendum było bardzo asymetryczne –wynik głosowania za pozostaniem w Unii niewiele zmieniłby w dotychczasowej sytuacji gospodarczej i politycznej Europy, ale rezultat przeciwny może przewrócić dotychczasowych porządek do góry nogami. W związku z tym w kolejnych dniach należy oczekiwać gwałtownej i negatywnej reakcji uczestników rynku, szczególnie na europejskich parkietach. W trakcie pierwszej sesji po referendum indeksy giełdowe powinny zniwelowały w całości ostatnią falę czterodniowych wzrostów. Natomiast w ciągu kolejnych dwóch tygodni główne indeksy europejskie będą się musiały zmierzyć się z tegorocznymi dołkami. Test poziomów osiągniętych w pierwszej połowie lutego bieżącego roku oznaczałoby 10-15-procentowe spadki indeksów w Paryżu i we Frankfurcie (z uwzględnieniem piątkowej sesji po ogłoszeniu wyników referendum). Również na warszawskim parkiecie należy oczekiwać powrotu indeksu WIG do poziomu 42000 punktów osiągniętego pod koniec stycznia. Natomiast indeksy na Wall Street oraz na rynkach wschodzących, ze względu na względne „oddalenie” od europejskich problemów, mogą zostać potraktowane przez inwestorów nieco łagodniej niż Stary Kontynent. W ich przypadku testowanie tegorocznych dołków jest mało prawdopodobne.
Po pierwszym szoku wszystkie strony przystąpią do umniejszania wagi tego wydarzenia i do przekonywania o wzajemnej skłonności do uregulowania spraw gospodarczych. Nawet zwolennikom Brexitu nie chodzi przecież o zatrzymanie wymiany handlowej. Poza tym sam proces wychodzenia Wielkiej Brytanii potrwa co najmniej dwa lata, podczas których respektowane powinny być dotychczasowe reguły gry w UE. Dlatego, paniczna wyprzedaż z pierwszych dwóch tygodni po referendum w dłuższym terminie powinna być traktowana - mimo wszystko - jako okazja inwestycyjna, na podobnej zasadzie jak dwa ostatnie rynkowe tąpnięcia: z sierpnia 2015 r. i stycznia tego roku.
W najbliższych tygodniach można spodziewać się podwyższonej zmienności na rynkach wynikającej ze starcia obozu eurosceptyków z obozem mocno „pokiereszowanych” euroentuzjastów. Już pojawiły się zapowiedzi rychłego zwołania referendum w Danii i Holandii. Z drugiej strony, politycy z Brukseli na pewno będą starali się tonować nastroje, ogłaszając gotowość do sprawnego przeprowadzenia rozwodu z Wielką Brytanią i podkreślając jednocześnie potrzebę odnowienia „więzi małżeńskich” reszty członków Unii. Dlatego możemy liczyć na częste wystąpienia polityków pokazujące krajom członkowskim zalety integracji, które w ostatnich latach coraz trudniej było dostrzec. W proces uspokajania nastrojów na pewno włączą się banki centralne na całym świecie, a szczególnie w Europie. Przez kilka ostatnich lat EBC bezskutecznie próbowało rozruszać europejski rynek kredytowy. Dopiero w ubiegłym roku banki zaczęły udzielać pożyczek, a kredytobiorcy przestali bać się wzrostu zadłużenia. Groźba nagłego odwrócenia się tych pozytywnych tendencji będzie spędzała sen z powiek prezesa Mario Draghiego. Dlatego jeśli rynek walutowy, bądź sektor bankowy znalazłby się w tarapatach można oczekiwać bezkompromisowych interwencji.
Głównym czynnikiem ryzyka na dzień dzisiejszy jest obawa o szybkie rozszerzenie się epidemii wychodzenia z Unii na inne kraje. Należy jednak pamiętać, że Wielka Brytania od zawsze była najbardziej „wolnym” z krajów UE. Miała własną walutę i sceptycznie podchodziła do wszelkich form daleko idącej integracji. W tym sensie w wielu sprawach już dawno była więc „poza” Unią. Pozostali członkowie UE mają znacznie bardziej rozbudowaną siatkę wzajemnych powiązań polityczno-gospodarczych, a szczególnie handlowych. Dodatkowo większość z nich posługuje się jednolitą walutą, co mocno utrudnia potencjalny proces wyjścia z Unii. Dlatego nie wieściłbym na razie rychłego końca europejskiej Wspólnoty. Kanał La Manche może, póki co, stanowić skuteczną zaporę, zapobiegającą rozszerzeniu się epidemii Brexitu na kontynentalną część Europy.
Akcje
Spadek głównych europejskich indeksów do dołków z początku bieżącego roku będzie efektem samego wzrostu niepewności wokół politycznej rozgrywki związanej z Brexitem. Można mieć jednak nadzieję, że obrona tak ważnych poziomów wsparcia zakończy się sukcesem. Większa i dłuższa przecena byłaby usprawiedliwiona wyraźnymi oznakami pogorszania się fundamentów w spółkach. Tymczasem samo ogłoszenie Brexitu nie zmienia jeszcze wiele w codziennym biznesie europejskich firm. Ograniczenia handlowe, zrywane umowy, spadek zamówień i wzrost ceł, to zagrożenia, które nie powinny być dostrzegalne w czasie dwuletniego okresu negocjacji warunków opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię. Jedyną bezpośrednią konsekwencją Brexitu mogącą mieć wpływ na zyski generowane przez przedsiębiorstwa są zmiany na rynku walutowym i oprocentowania obligacji korporacyjnych. Firmy mogą się jednak przed tymi zmianami zabezpieczyć, a słabość funta, euro i złotego może też mieć w średnim terminie pozytywne konsekwencje dla konkurencyjności uzależnionych od eksportu europejskich spółek.
Bardzo ważny z punktu widzenia bezpieczeństwa działalności gospodarczej jest koszt pozyskania pieniądza, chłonność rynku papierów komercyjnych i nastawienie banków. Tutaj rola EBC może okazać się trudna do przecenienia. W końcu nie po to na początku czerwca bank centralny strefy euro rozpoczął program skupu obligacji korporacyjnych, żeby po kilku tygodniach pozwolić na rozwinięcie się kryzysu płynnościowego w europejskich przedsiębiorstwach. Ostatnie dane napływające z gospodarki strefy euro również nie wskazują na pogarszanie się fundamentów tamtejszych firm. Nie zakładam, żeby samo ogłoszenie rozwodu Londynu z Brukselą, miało już dziś wpłynąć na skalę sprzedaży detalicznej czy produkcji przemysłowej w Europie. Dlatego, dopóki groźba spowolnienia działalności w firmach nie stanie się realna, spadki indeksów akcji do tegorocznych minimów powinny być wystarczającą „karą” za Brexit
Obligacje
W średnim terminie na krajowym rynku obligacji negatywnie może ciążyć większe ryzyko polityczne w UE związane z wyborami i postulatami referendów w kolejnych krajach, jak również lokalna ekspozycja na CHF i potencjalne pogorszenie sytuacji fiskalnej. Niemniej jednak dużym wsparciem dla rynku obligacji będzie prawdopodobne nasilenie się oczekiwań odnośnie obniżki stóp procentowych w reakcji na potencjalne spowolnienie wzrostu gospodarczego. Czynnikiem wspierającym będzie pewnie dalsza ekspansja monetarna ze strony EBC i Banku Anglii, jak również coraz bardziej łagodna retoryka ze strony Fed.
Wyceny obligacji korporacyjnych o zmiennym kuponie nominowanych w złotym powinny zachowywać się stosunkowo stabilnie. Historia pokazuje, że ich notowania jedynie w ograniczonym stopniu odwołują się do relatywnej wyceny obligacji na eurorynku.
Awersja do ryzyka oraz spadające ceny surowców stawiają pod presją rynki wschodzące. Po pierwszej nerwowej reakcji inwestorów, można się spodziewać jednak pewnego odbicia m.in. z racji ograniczonego wpływu problemów wewnętrznych Europy na poszczególne rynki. Sprzyjać może tutaj także Fed, który w tak niepewnym otoczeniu prawdopodobnie odłoży w czasie normalizację polityki pieniężnej, sprzyjając tym samym walutom państw rozwijających się.
Złoto
Złoto to klasa aktywów, która korzysta na zawirowaniach gospodarczych i politycznych. Nic więc dziwnego, że po ogłoszeniu wyników referendum w Wielkiej Brytanii wycena kruszcu rosła najbardziej spośród głównych światowych klas aktywów. Tendencja wzrostowa ma duże szanse utrzymać się. Obawy o stan gospodarki UE, a co za tym idzie duża zmienność na rynkach finansowych spowodują, że w krótkim i średnim inwestorów do złota przyciągać może jego rola „stabilnej przystani”. Sprzyjać może temu wysoce prawdopodobne odsunięcie w czasie zaostrzania polityki pieniężnej przez Fed.
Trudno zakładać powtórzenie wyniku pierwszych sześciu miesięcy (wzrostu o ok. 25%) w drugiej połowie roku, jednakże niepewność związana z Brexitem powinna wspierać rynek metali szlachetnych i zapobiegać głębszym korektom. Wzrost kursu złota podczas ostatnich kilku miesięcy były przez część obserwatorów rynkowych przyjmowany ze sceptycyzmem. Utrwalanie się trendu wzrostowego skłoni zapewne szersze rzesze inwestorów do lokowania części portfela w klasę aktywów, która dobrze radzi sobie w obecnym niepewnym otoczeniu gospodarczym i politycznym.