Po pierwsze, jak na razie w tym roku rynki akcji nie przeżyły ani jednej "solidnej" korekty spadkowej. Dotyczy to zarówno Wall Street, rynków wschodzących, jak i naszej rodzimej giełdy.
W najgorszym momencie tego roku amerykański S&P 500 zaliczył spadek od szczytu do dołka o … 2,8 proc. To naprawdę niewiele. Gdyby do końca grudnia nie pojawiła się już żadna większa korekta, to byłby to rok najspokojniejszy nie od pięciu lat, nie od dziesięciu, nawet nie od piętnastu, lecz od … 22. Czyli od 1995 roku, który zresztą był rekordowo spokojny (największa korekta: -2,5 proc.). Licząc od tamtego roku do teraz, statystyczny rok przynosił zaś spadek od szczytu do dołka na poziomie średnio 15,4 proc.
Z kolei indeks rynków wschodzących osunął się zaledwie o 3,3 proc. Tak niska zmienność jest tu wręcz zadziwiająca. Od 21. lat nie było bowiem na rynkach wschodzących roku bez dwucyfrowej korekty spadkowej. Nawet w rekordowo spokojnym 1996 roku indeks w którymś momencie osunął się o 8,4 proc. W tym kontekście wspomniane 3,3 proc. spadku na przestrzeni bieżącego roku wydaje się czymś niespotykanym.
Jest jednak jedno ważne zastrzeżenie - rozważania na temat korekt nie dotyczą rodzimego indeksu małych spółek (sWIG80), który od tegorocznego maksimum zdążył już spaść o 9%.
A druga ciekawostka?
"Przekopywanie się" przez dane historyczne prowadzi do intrygującej obserwacji na temat rozpoczynającego się października. Wiadomo, że słynie on z krachów, takich jak ten w 2008 roku po upadku Lehman Brothers. Oczywiście było też wiele lat, w których ten miesiąc wcale nie był taki zły, ale ten rok według statystycznych ciekawostek plasuje się wśród pechowych pod tym względem. Dlaczego? Bo mamy siódmy rok dekady. A okazuje się, że w takich latach kończących się na "7" niemal wszystkie październiki historycznie przynosiły straty.