Piątkowe notowania na rynku warszawskim zdominował scenariusz grany w dni, w których rynek rozlicza pochodną na WIG20. Od poranka oczywistym było, iż sesja zostanie sprowadzona do czekania na finałową godzinę rozdania, a wszystko przed 15:50 będzie tylko przygrywką do festiwalu zleceń rzucanych na rynek koszykami. Rynek nie zawiódł oczekiwań i rozegrał sesję modelową dla dni z rozliczeniem pochodnej. Do finałowej godziny sesji licznik obrotów WIG20 pokazał niespełna 600 mln złotych, gdy na końcowym fixingu wartość wzrosła do 1,825 mln złotych. W takim kontekście analizowanie sesji przez pryzmat fundamentów czy techniki musi mieć swoje ograniczenia. Niemniej, jeszcze przed skokowym przysunięciem WIG20 z rejonu 2350 pkt. w rejon 2330 pkt. obraz tygodnia jawił się jako korekcyjny i taki pozostał po zamknięciu rozdania w rejonie 2333 pkt. W istocie sesja wzmocniła obserwowane już w tygodniu poprzednim ostrzeżenie, iż rejon 2400 pkt. i zalegające tam opory prowokują podaż do kontry i graczy do realizacji zysków. W efekcie nawet mimo ograniczonej wiarygodności technicznej rozdania zdominowanego przez zakończenie biegu wrześniowej serii kontraktów terminowych, wzrosło ryzyko cofnięcia WIG20 do wsparć w rejonie 2300 pkt. i policzenia się rynku na połamanych wcześniej oporach. Warto odnotować, iż swoje znaczenie w końcówce dnia miała również słabość złotego, który korygował się wobec dolara i euro niesiony na południe umocnieniem amerykańskiej waluty wobec konkurentów. W sumie jednak dzień czterech wiedźm – jak się nazywa na świecie trzeci piątek września – zmusza do zachowania dystansu do dzisiejszych przesunięć na rynkach i odłożenia ocen układu sił na pierwsze sesje nowego tygodnia, już po wyjściu rynków kasowych z cienia rynków terminowych.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ