Piątkowe notowania na rynku warszawskim zaczęły się w trudnym dla popytu kontekście. Czwartkowy spadek w USA indeksu S&P500 o 2,4 procent i cofnięcie Nasdaqa Composite o 3,5 procent zostały w nocy uzupełnione spadkiem japońskiego NIKKEI o blisko 4 procent. W takim kontekście nie było pytania, czy sesja zacznie się przeceną, ale jak mocne będzie tąpnięcie. Rynek wycenił pogorszenie atmosfery na świecie na około 1,8 procent wartości WIG20. Podaż wspierał spadek niemieckiego DAX-a o 1,3 procent, ale stosukowo szybko okazało się, że otwarcie dynamicznymi lukami owocuje kontrami popytu. W przypadku WIG20 doszła jeszcze konfrontacja ze wsparciami w rejonie 1900-1884 pkt., gdzie wyhamowały spadki na sesji wtorkowej. Po godzinie jasne było, iż na rynku doszło do potężnego starcia kapitałów, na co wskazywał również obrót zbliżony do 270 mln złotych. Kolejne godziny były głównie czekaniem na sesję w USA. Niestety Wall Street nie podzieliła europejskiego apetytu na korektę i finał notowań na rynkach regionu minął pod presją spadkową z USA. W odpowiedzi na presję z Wall Street podaż pchnęła indeks WIG20 na dzienne minima, ale bez połamania wsparcia w rejonie 1884 pkt. W końcówce WIG20 ulokował się w rejonie 1907 pkt. i skończył sesję spadkiem o 1,5 procent. Sesja piątkowa była ostatnim rozdaniem lutego, więc warto spojrzeć na rynek również w tej perspektywie, która wskazuje, iż WIG20 ma za sobą kolejny miesiąc korekty. Naprawdę lutemu bliżej było jednak do konsolidacji niż pogłębienia styczniowej korekty. Sam fakt, iż lutowy dołek wypadł ciągle powyżej styczniowego wskazuje, iż przewaga podaży nie jest tak duża, jak mogą wskazywać finałowe sesje miesiąca. W istocie o końcówce przesądziły raczej presje spadkowe z rynków bazowych oraz surowcowych niż lokalne zmienne i właśnie nastroje na globalnych rynkach należy uznać dziś za główne zagrożenie dla marcowych notowań w Warszawie.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ