W minionym tygodniu, gdy cały świat cieszył się z porozumienia w Waszyngtonie, na GPW panowała chęć realizacji zysków. W piątek gęsta atmosfera wokół Alior Banku kładła się dodatkowym cieniem na parkiecie, ale o kontynuację zniżek nie było łatwo. Na rynku wytworzyło się bowiem przekonanie, że każdą - nawet niewielką - korektę należy wykorzystywać do zakupów.
W piątek sprawa Aliora odbiła się w sposób szczególny na sektorze bankowym, który był dotychczas koniem pociągowy na GPW. Już z końcem minionego tygodnia widać jednak było, że o kontynuację spadków będzie trudno. Z drugiej jednak strony ciężko było sobie wyobrazić dynamiczne odbicie, gdyż już jutro opublikowany ma zostać zaległy wrześniowy raport z amerykańskiego rynku pracy. W otoczeniu rzeczywiście dominował nastój wyczekiwania, ale przy Książęcej rynek po raz kolejny popadł w szał zakupów.
Na wartości zyskiwało większość spółek, a najbardziej drożały te największe, gdzie WIG20 ostatecznie wzrósł aż o 2,8%. Zyskiwały na wartości jednak wszystkie indeksy, które gremialnie sesję zamknęły wzrostami przynajmniej o 1%. Sytuacja przypominała nieco miniony czwartek, tyle że wówczas początkowe wzrosty szybko wyparowały i do końca sesji nie zostały utrzymane. Dzisiaj było inaczej i mimo zewnętrznego spokoju popyt zdołał poprowadzić do samego końca to co zaczął o poranku. Jedynym mankamentem był relatywnie niewielki obrót, który jak taką skalę przesunięcie i generowanego sygnału mógłby być większy. Sam sygnał był o tyle istotny, że średnia blue chipów wyszła powyżej strefy oporowej wokół poziomu 2500 pkt. i zamknęła się najwyżej od stycznia tego roku. Teoretycznie oznacza to, że maksima osiągnięte na samym początku roku są teraz w zasięgu kupujących, a obserwując siłę rynku zdziwić nie powinno osiągnięcie nawet wyższych poziomów. Mankamentem tych zwyżek byłby jednak rosnący do skrajnych poziomów optymizm, który już teraz osiągnął notowania zbyt wysokie, by mówić o zdrowych wzrostach. Mimo wszystko, od strony fundamentalnej rynek ciężko nazwać przegrzanym, gdyż rodzące się ożywienie gospodarcze tak rozpalone jak sentyment do akcji z pewnością nie jest. Wydaje się więc, że to co możne nam grozić, to tylko korekta.
Łukasz Bugaj