Wtorkowe notowania na rynkach rozwiniętych przyniosły próbę kontynuacji wczorajszych zwyżek. Wall Street oglądana przez pryzmat kontraktu na szeroki indeks S&P500 zapowiadała nowe maksima wszech czasów, a niemiecki DAX, z którym WIG20 silnie koreluje w trzymiesięcznym zawieszeniu w trendzie bocznym, od poranka szukał zwyżek. Efektem była presja wzrostowa, na którą GPW odpowiedziała porannym wyniesieniem WIG20 w rejon górnego ograniczenia trzymiesięcznego trendu bocznego i oporu w rejonie 1856 pkt. Szybko jednak okazało się, iż optymizm rynków bazowych znalazł korektę, co w połączeniu z mizernym obrotem w Warszawie złożyło się na brak aktywności dużych kapitałów. Kolejne godziny sesji minęły na sennym osuwaniu się koszyka blue chipów w rejon 1820 pkt. i w finale poranna zwyżka o 0,7 procent zmieniła się w spadek o 1,1 procent. Obrót przekroczył 460 mln złotych, więc aktywność rynku w WIG20 była czytelnie większa od poniedziałkowej, ale trudno mówić o poważnym zerwaniu z modelem wakacyjnego handlu, który dominuje na rynku od połowy miesiąca. Niemniej, dla technicznie zorientowanych graczy sesja skończyła się ostrzegawczym czarnym korpusem i potwierdzeniem słabości strony popytowej, która nie potrafi wykorzystać pomocy ze strony rynków bazowych i wybić WIG20 z półki 1756-1735 pkt. Dla oglądających wykresy rozdanie skończyło się zatem wzmocnieniem oporu, który od trzech miesięcy ogranicza zakres wahań indeksu i nakazuje czekać na decyzję rynku o kierunku wybicia. W szerszej perspektywie patrząc lokalna jednak porażka byków na oporze nie przesądza jeszcze o negatywnym scenariuszu i szybkim marszu do dolnego ograniczenia trendu bocznego. Przy obecnej zmienności mierzonej ATR z 14 dni rynek potrzebuje właściwie czterech sesji, by testować rejon 1735 pkt., więc niezależnie od obrazu dnia, WIG20 pozostaje w trendzie bocznym i pozwala oglądać zmagania stron bez większych emocji.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA