Środowe notowania na rynku warszawskim zaczęły się w kontekście słabszej od oczekiwań końcówki sesji wtorkowych na Wall Street i gasnącego wpływu porozumienia państw członków Unii Europejskiej na rynki, które w poniedziałek kreowało dobrą atmosferę na wielu giełdach. Wejście w sesje było neutralne, ale szybko okazało się, iż w bliskim otoczeniu pojawia się odpowiedź na wczorajsze sesjew USA, które GPW musiała przyjąć jako presję spadkową. W efekcie po godzinie WIG20 notował spadek o około 0,5 procent, który w największym stopniu był pochodną skorelowanego osunięcia się indeksu razem z niemieckim DAX-em. W kolejnych godzinach więcej było już konsolidacji, która zamknęła WIG20 na kilkunastopunktowej półce. Senny dryf przy niskiej zmienności i małych wolumenach – wyjątkiem były spółki CD Projekt i KGHM, na które przypadło 260 mln złotych z 641 mln ugranych w WIG20 – przetrwał do końcowego fixingu, na którym WIG20 osunął się na dzienne minima i zamknął dzień spadkiem o 0,8 procent. Pod względem technicznym sesja była rozdaniem konsolidacyjnym, nawet jeśli finałowy fixing może jawić się jako sygnał słabości rynku. W istocie, dzięki fixing'owemu osunięciu na wykres WIG20 pojawił czarny korpus, który uzupełnia się ze świecą wykreśloną na sesji wtorkowej. Połączenie dynamicznego, górnego cienia i czarnej świecy o spadkowej wymowie dają układ sygnalizujący presję spadkową. Problem w tym, iż formacja zwykle czytania jako odwracająca trend pojawiła się w trakcie kreślenie trendu bocznego i zwyczajnie nie ma siły prognostycznej znanej z zakończenia trendów wzrostowych. Dlatego warto ostrożnie podchodzić do pierwszej oceny układu technicznego i uznać, iż najważniejszym wydarzeniem ostatnich dni jest nieudane, wtorkowe wybicia z trendu bocznego. Powrót do granic konsolidacji, która trwa już siódmy tydzień oznacza też powrót do czekania na przesilenie i zakończenie zawieszenia WIG20 na półce 1856-1735 pkt.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA