Poniedziałkowe notowania na rynku warszawskim przyniosły kolejną sesję świątecznego wyciszenia. Obrót w WIG20 wyniósł 326 milionów złotych, a spadek indeksu 0,08 procent. Zgodnie z oczekiwaniem senne rozdanie nie miało historii, ale kończyło nie tylko miesiąc, ale i rok, więc nabrało znaczenia dla ocen postawy rynku w ostatnich 12 miesiącach. Od 1 stycznia WIG20 stracił 5,56 procent, gdy standardem na świecie były nie tylko zwyżki, ale wzrosty po 20 i więcej procent. W istocie, w zakończonym roku WIG20 był jednym z najsłabszych indeksów na świecie i wygrał tylko z egzotycznymi rynkami o takim prestiżu, jak np. ukraiński czy chilijski. Relatywnie słabsza postawa rodzi pokusy inwestycyjne i nadzieje na dołączenie WIG20 do średnich, może nie tyle odrobieniem zaległości, co chociaż ich zredukowaniem. Niestety, słabość rynku największych spółek na GPW ma swoje korzenie w ocenach inwestorów działań podejmowanych przez Skarb Państwa, jak i w tematach mniej zależnych od rządu, jak problem kredytów frankowych, który nie został uporządkowany. W efekcie na progu 2020 roku rynek warszawski stanie z pytaniem skalę uwzględnienia w cenach negatywnych informacji. Nie bez znaczenia będą też postawy rynków bazowych, gdzie – jak np. niemiecki DAX czy Wall Street – zwyżki indeksów wyniosły po przeszło 25 i 30 procent. Powodów do kontynuacji hossy, w sposób umiarkowany i daleki od tegorocznego fajerwerku, nie brakuje, ale szybka i dynamiczna korekta na świecie będzie groźna dla rynku warszawskiego. Szybkie cofnięcia byłyby trudne do zignorowania, a korekty uatrakcyjniłyby wyceny i wówczas relatywna słabość WIG20 w zakończonym roku nie byłaby już takim atutem, jak można sądzić po prostym porównaniu zmian procentowych w Warszawie i na świecie.
Adam Stańczak
Analotyk DM BOŚ SA