Piątkowe notowana na rynku warszawskim odbywały się pod dwóch sesjach relatywnej słabości WIG20 wobec otoczenia i po fali przeceny, która zachęcała popyt do kontrowania podaży. Impulsem wzywającym kupujących do gry były poranne zwyżki na rynkach bazowych, które zaczęły sesje od dynamicznych ruchów na północ. GPW odpowiedziała adekwatnym podniesieniem WIG20, który kilkanaście minut po otwarciu znalazł się w pobliżu 2200 pkt. Niestety, wzrost o około 0,7 procent pod presją z otoczenia szybko zderzył się z zadyszką na rynkach bazowych i wyczerpaniem sił popytu w Warszawie. Odbicie wymusiło jednak na podaży odsunięcie się na wyższe poziomy i nawet niska aktywność rynku starczyła do utrzymania przez WIG20 większości porannej zwyżki. Kolejne godziny były niczym więcej niż sennym dryfem. Przez blisko osiem godzin WIG20 nie tracił kontaktu z rejonem 2190 pkt., spokojnie konsolidując się pod strefą połamanych wsparć w rejonie 2200-2194 pkt. Zamknięcie wypadło w okolicach 2188 pkt., a sesja skończyła się zwyżką WIG20 o 0,4 procent. Wzrost tylko nieznacznie wpłynął na wynik tygodnia, w którym WIG20 stracił około 2 procent. Spadek przedłużył korektę z zeszłego tygodnia, ale zachowanie rynku w dniu dzisiejszym wskazuje, iż odejście WIG20 o przeszło 5 procent aktywizuje łapaczy dołka liczących na koniec korekty. W szerszej perspektywie patrząc gra cały czas odbywa się w trendzie bocznym ograniczanym poziomami 2400 pkt. oraz 2100 pkt. i nic nie wskazuje na to, by zawieszenie zmierzało do szybkiego zakończenia. W sumie, mimo spadku w skali tygodnia, średniookresowy obraz rynku pozostał bez zmian. Rynek pozwala na krótkookresowe rozgrywki w WIG20, które mieszczą się w granicach dużego trendu bocznego, ale w żadnym punkcie nie wysyła zachęt do zakładów o dłuższych perspektywach czasowych. Stale zatem warto śledzić korelację WIG20 z otoczeniem i spoglądać na relację złotego z dolarem, która dla GPW pozostaje równie ważna, jak korelacja WIG20 z rynkami bazowymi.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA