Poniedziałkowe notowania na rynku warszawskim odbywały się w sprzyjającym bykom kontekście. Na rynkach bazowych pojawiły się nowe rekordy – wszech czasów na Wall Street i trendów w Europie – co budowało presję wzrostową i zniechęcało podaż. Odsunięcie się sprzedających na wyższy pułap pozwoliło na niemal całodzienną wspinaczkę WIG20, który zaczął sesję od skromnej zmiany, a skończył zwyżką o 1,7 procent. Na sesję nie można jednak spojrzeć bez odwołania do rozdania piątkowego, które przyniosło spadek WIG20 o 1,5 procent. Na pierwszy rzut oka rozdanie poniedziałkowe było przeciwieństwem piątkowego - WIG20 z nawiązką odrobią stratę - ale spojrzenie na wielkość obrotu pozwala wątpić w siłę rynku. W istocie w piątek licznik obrotów w WIG20 pokazał 740 mln, a dziś ledwie 460 mln. Spadek aktywności o blisko 40 procent jest czytelny i silnie kontrastujący ze zmianą procentową. W skrócie rzecz ujmując dzisiejsze odbudowanie się rynku ma wadę w postaci niskiego obrotu. Rynek został zachęcony przez otoczenie do odbicia po piątkowym spadku, ale odbił przy czytelnie mniejszej aktywności graczy. Trudno również zapomnieć o fundamentalnej stronie handlu. Piątkowe zamieszanie wywołane wycenianiem wpływu kredytów frankowych na kondycję sektora finansowego nie zostało zredukowane i zapewne wróci w bliższej lub dalszej przyszłości. Nie ma grama przypadku w tym, iż Alior Bank, lokomotywa piątkowej przeceny, stale był pod presją podaży. Z punktu widzenia techniki do odnotowania jest powrót WIG20 nad połamaną strefę wsparcia w rejonie 2200-2190 pkt. i zbliżenie do oporu w rejonie 2218 pkt., który wcześniej zatrzymał kupujących. Neutralne technicznie położenie indeksu jawi się jako dobry punkt do konfrontacjami z najważniejszym wydarzeniem tygodnia, którym będzie środowy komunikat FOMC. Przy jastrzębim sygnale z Fed zwyżka na niskim obrocie będzie łatwa zakwestionowana reakcjami świata i szkodliwym dla WIG20 i złotego umocnieniem dolara.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA