Już wczoraj było widać zadyszkę WIG20 na szczycie odreagowania sprzed niespełna miesiąca. W strefie 2330-2340 pkt. pojawił się opór, który z marszu nie został pokonany. Dziś gorsze nastroje na rynkach wschodzących miały pociągnąć go solidnie w dół.
Ale początek sesji jeszcze nie zapowiadał tak dużej przeceny. Otwarcie wypadło ledwie 10 pkt. niżej. Po godzinie indeks sięgnął równe 2300 pkt. Prze kolejne kilka godzin dryfował horyzontalnie, a po 14-tej rozpoczął marsz na południe. Kierunek wyznaczył umacniający się dolar. O ile parkiety zachodniej Europy pozostały niewrażliwe na amerykańską walutę, to spadki na giełdach wschodniej Europy okazały się dotkliwe. Budapeszt i Ryga spadły po 2,5 proc, Stambuł 1,8 proc.
W ślad za mocnym dolarem spadły ceny miedzi i srebra, więc traciła KGHM. Wyprzedaż dotknęła jednak niemal wszystkich spółek. Ostro spadły banki: PKO BP – 2,2 proc, Peako SA – 1,5 proc. Spółki paliwowe i energetyczne dopełniły swoim udziałem skalę spadku WIG20.
Wydaje się, że po tak stanowczym kroku w dół czeka nas kontynuacja. Pewnym wsparciem jest poziom 2250 pkt. Tylko 35 pkt. niżej mamy dołek z 7 maja 2215 pkt.
Słabość naszego parkietu jest widoczna od lutego, gdy zaczęło się dużo pisać o problemach Turcji. Od tej pory rynek nasz ma większą korelację z giełdą w Stambule niż parkietami we Frankfurcie, czy Paryżu.