Z końcem minionego tygodnia nastroje na GPW poprawiły się i pojawiła się nadzieja na przynajmniej częściową korektę wcześniejszych kilkutygodniowych spadków. W trakcie weekendu pojawiły się ponadto konstruktywne komentarze amerykańskich oficjeli na temat konfliktu handlowego z Chinami. Pozwoliło to na udany początek sesji, który jednak nie okazał się zbyt trwały.
Początek dzisiejszych notowań był pewną niewiadomą, gdyż z jednej strony piątkowa sesja w USA przyniosła spore, gdyż przekraczające 2% straty indeksów, ale z drugiej strony w Azji o poranku dominowały już dobre nastroje i wzrosty. Były one zapewne pokłosiem malejących obaw o konflikt handlowy USA z Chinami. Wpływ na to miała seria niedzielnych wypowiedzi amerykańskich oficjeli. Sekretarz Skarbu, Steven Mnuchin, powiedział w wywiadzie, że nie oczekuje wojny handlowej oraz intencją Stanów Zjednoczonych jest prowadzenie dalszych rozmów ze stroną chińską. Z kolei główmy doradca ekonomiczny, Larry Kudlow, nadal wyrażał nadzieję na wielomiesięczne negocjacje. Dodatkowo wspomniał, że strona amerykańska jedynie rozważała dodanie „presji celnej”. Głos zabrał nawet sam Donald Trump, który w swoim niedzielnym wpisie na portalu społecznościowym wyraził nadzieję na zawarcie porozumienia z Chinami. W Azji odebrano to pozytywnie, a na starym kontynencie pozytywnie wyróżniał się nastawiony na eksport rynek niemiecki. W wyraźnych wzrostach we Frankfurcie nie przeszkadzały nawet słabe dane o niemieckim eksporcie, które potwierdzały spowolnienie sygnalizowane wcześniej przez całą serię wskaźników wyprzedzających. W ślad za tym zachowaniem rósł również rynek krajowy. Motorniczym były spółki surowcowe, energetyczne oraz paliwowe. Wciąż słabsze były banki i widać było brak przekonywującego kapitału na rynku, jako że obroty specjalnie nie dopisywały. W połowie sesji lepiej zaczęły zachowywać się banki, co wyniosło główny indeks ok. 1% powyżej piątkowego zamknięcia i potwierdzało wcześniejsze bycze nastroje.
Wszystko zmieniło się wczesnym popołudniem. Rynek zaczął wyraźnie słabnąć, a podobną zadyszkę widać było w całej Europie. Zbiegło się z to wejściem do gry amerykańskiego kapitału, który najwyraźniej nie podziałał wcześniejszego optymizmu Europejczyków. Główne indeksy na Starym Kontynencie wróciły do poziomów zbliżonych do piątkowego zamknięcia, co było spójne z potrzebą odzwierciedlenia w wycenach słabszej piątkowej sesji na Wall Street. Pojawił się przy tym zawód związany z nieutrzymaniem wcześniejszych pokaźnych wzrostów. Byki jednak nie stoją na straconej pozycji. Lokalnie udało się bowiem utrzymać ponad poziomem 2250 pkt., co wciąż daje możliwość wzrostów w kolejnych dniach. Ponadto bardzo dobrze radziły sobie najmniejsze spółki, które zyskały prawie 0,9% i wciąż jako jedyne pozostają ponad minimami z początku lutego.
Łukasz Bugaj