Po ubiegłotygodniowej wyprzedaży obóz byków próbuje złapać trochę oddechu. W piątek FW20/WIG20 atakował grudniowe minima w okolicy 2370-2380 pkt. Wczoraj udało się podejść do 2410-2420 pkt. Z technicznego punktu widzenia, aby zatrzeć złe wrażenie, potrzeba szybkiego przysłonięcia luki bessy na 2450-2480 pkt. Zaledwie 3 tygodnie temu cieszyliśmy się z 2650 pkt na WIG20 i historycznych rekordów WIG. Ponad 10% przecena Wall Street z przełomu stycznia/lutego przypomniała nam, że „ekstrema są niestabilne”, a „skrajność rodzi skrajność”. Cyklu nie da się oszukać, a prawidłowe określenie w jakiej jego fazie jesteśmy, pozwoli nam wykorzystać zasoby w odpowiednim momencie. To filozofia Wschodu kontrastująca z zachodnim „tu i teraz”. Gdzie więc jesteśmy? Wielokrotnie podkreślałem, że globalne rynki (od ponad roku) wydają się grać pod scenariusz inflacyjnego ożywienia gospodarczego. Potwierdzają to dane makro, dobre zachowanie surowców/akcji i wyprzedaż obligacji. Od początku 2018 roku niewiele się zmieniło jeśli pominiemy nagłą wyprzedaż na Wall Street. Surowce są relatywnie stabilne, z tym że zamiast energetyki prym wiodą tzw. softy czyli surowce rolne, a także metale szlachetne. Trwa wyprzedaż obligacji. Rentowność bundów wzrosła z 0,3/0,4% na 0,8%, popularne T-Note w USA dobijają do 3% (przy rentowności 10-latek w PL 3,5% !), a yield tamtejszych 2-latek już dawno przegonił oprocentowanie… greckich papierów. Wszystko to dzieje się w obliczu rekordowego i ciągle rosnącego zadłużenia publicznego. „Cash is king” mówi kolejny etap wspomnianego cyklu inwestycyjnego. Teoria jednak zazwyczaj napotyka na drodze jeden zasadniczy problem: timing.
pobierz pełny biuletyn