W czwartek warszawscy inwestorzy wreszcie wykorzystali fale optymizmu płynącą z Zachodu. Nasz parkiet, obok giełdy w Madrycie (+1,9%) czy Frankfurcie (+1,1%) należał tym razem do najsilniejszych na Starym Kontynencie. FW20 (kontynuacyjny) zyskał 1,3% i zakończył na 2509 pkt. Dzień przed rozliczeniem LOP na serii czerwcowej (83,2k) przewyższył marcową (52,4k). Jak na razie kontrakty rolują się z premią ok. 6 pkt i 10-punktową bazą, co przy uwzględnieniu sowitych dywidend "blue chips" dobrze rokuje dla koniunktury w najbliższych miesiącach. Technicznie po pokonaniu2511 pkt kontrakt powinien szybko osiągnąć okolice 2570 pkt, czyli 62% zniesienia dwumiesięcznej fali spadkowej. Przy nowych rekordach Wall Street jest duża szansa na realizację tego scenariusza. Wczoraj S&P500 zyskał 0,6% i zakończył na 1563,2 pkt. Do historycznych szczytów z 2007 roku brakuje tylko 14 pkt. Wskazywałem wcześniej, że nie powinno być z tym problemu, bowiem psychologia rynku przy pokonywaniu kluczowych oporów jest zupełnie inna niż miało to miejsce podczas hossy w 2007 roku. Po publikacji tygodniowych danych odnośnie sentymentu inwestorów nie jestem już tego taki pewien. Tydzień temu nastroje pozwalały na realizację typowej "wspinaczki po ścianie strachu", co rzeczywiście miało miejsce. Wczorajszy odczyt AAII sugeruje wzrost odsetku byków o 14 pkt. proc. (45,4%) i spadek niedźwiedzi o 6 pkt. proc. (32%). Nie są to wartości skrajne (średnia byków 39%, niedźwiedzi 30%), jednak w pewnym sensie alarmujące, jeśli dołożymy do tego ponad 90% byków wśród profesjonalistów (NAAIM), wysokie wykupienie czy techniczne dywergencje. Być może rynek będzie szukał szczytu w okolicach przyszłotygodniowego posiedzenia FOMC (20 marzec). Do tego czasu powinniśmy oglądać nowe rekordy. Dziś impulsem do nich mogą być lutowe dane o produkcji przemysłowej czy nastroje konsumentów.
pobierz pełny biuletyn