Ostatnie 4 świece na FW20/WIG20, zwane w terminologii „wysokiej fali/doji”, obrazują niepewność. Wynika ona z hossy na rynkach rozwiniętych, szczególnie w USA i Japonii, kontrastującej ze słabością rynków wschodzących. Indeks MSCI EM znalazł się poniżej 2 ostatnich lokalnych dołków i przy sekwencji coraz niżej położonych szczytów potwierdza to już trend spadkowy (wyraźne złamanie linii trendu wzrostowego od kwietnia’17). Sugerowałem wcześniej potencjalną słabość rynków wschodzących. Odpowiedź na sparafrazowane pytanie „co było pierwsze, jajko czy kura” w tym przypadku jest dużo prostsza niż w oryginale. Pierwszy był dolar, a wracając do samego początku to pierwszy był FED. Sięgamy tutaj pamięcią do 28.09.2017, kiedy amerykański bank uruchomił program redukcji sumy bilansowej. Od 2008 roku wzrosła ona 4,5x (na ironię wartość S&P500 także wzrosła >4x). Namaszczony na nowego szefa FED Jerome Powell pod koniec listopada wspominał, że docelowo powinna ona wynosić 2,5-3 bln USD, czyli 2-1,5 bln USD mniej niż obecnie. Polityka Quantitative Tightening, bo takie miano już zyskała, umocniła dolara od września o ponad 3% do koszyka walut. Po lekkiej korekcie w listopadzie dolar ponownie znajduje się na fali wznoszącej. Spoglądając technicznie na wykres indeksu dolarowego (DXY) ma on jeszcze potencjał do przynajmniej 2-6% ruchu w górę. Przekładając to na ludzki język EUR/USD ma szansę zejścia do 1,10 a USD/PLN wzrostu do 3,9. To wyjaśnia dlaczego wciąż nie wykorzystujemy potencjału grudnia… przynajmniej na dużych spółkach.
pobierz pełny biuletyn