Po tak mocno wzrostowej sesji w USA, kiedy wszystkie 3 najważniejsze indeksy pobiły rekordy wszechczasów, należało się spodziewać sesji co najmniej niezłej. Tak też się zaczął handel w Warszawie, lecz po dobrym początku przyszło schłodzenie w dalszej części notowań.
WIG20 miał wszelkie podstawy by kontynuować odreagowanie rozpoczęte w czwartek. Wczorajsza sesja ze wzrostem 0,7 proc podciągnęła indeks do 2470 pkt, choć i ona nie była „bez skazy”. W południe wynik był o 10 pkt. lepszy. Dziś bykom sił starczyło do 11-tej. Sięgnęły niemal 2490 pkt. Potem z każdą godziną było coraz mniej i w efekcie WIG20 ledwo wyzerował. Stawia nas to w gronie kilku najsłabszych indeksów w Europie obok madryckiego IBEX, który spadł wskutek strajku generalnego w Katalonii po niedzielnym referendum niepodległościowym.
W Europie trwały spokojne wzrosty, tymczasem na GPW była wyprzedaż małych i średnich spółek - mWIG40 i sWIG80 straciły odpowiednio 0,4 i 0,7 proc. Słabo radziły sobie banki i spółki energetyczne.
USA otworzyły się znów na plusie, lecz nawet to nie pomogło. O 16-tej WIG20 zrobił kolejny kroczek w dół.
Z technicznego punktu widzenia dziś do wątpliwego testu 2500 pkt. Widać brak wiatru na wyższe loty. Przy tak pomyślnym otoczeniu dorobek powinien być przynajmniej utrzymany. Z drugiej strony seria rekordów za oceanem nie musi się szybko skończyć i nie jest wykluczone ruch w górę.