Tydzień temu udało się Warszawie rozgonić czarne chmury i podnieść WIG20 znad przepaści. Wbrew zagranicy. Wczorajsza sesja zniosła nas znów nieco poniżej 2300 pkt, ale do wsparć mieliśmy zapas ponad 20-tu pkt. Dziś sytuacja nie zmieniła się. Indeks oscylował w okolicy okrągłego 2300 pkt.
Otwarcie wypadło nieco na plusie, lecz po 10-tej bez większego wolumenu indeks zsunął się pod kreskę. Następnie przycupnął na kilka godzin w bezruchu w okolicy 2290 pkt. Z marazmu wyszedł po 14-tej. Ruszyły trochę banki po danych o inflacji w Polsce. Aktywność wzrosła, ale tylko nieznacznie. Wyszedł nad kreskę i utrzymał się tam po dobrym początku w USA.
Podobnie na szerokim rynku „średniaków”, choć widać zależność – im mniejsze spółki, tym słabsze. mWIG40 odreagował 0,2 proc. po wczorajszym spadku o 1,1 proc, a sWIG80 +0,4 proc. po wczorajszym -1,4 proc. Im mniejsze spółki, tym mniej kapitału zagranicznego, zatem nasz rodzimy kapitał jeśli nie jest w odwrocie, to napływ nowego zrównoważył się z odpływającym. Taka sytuacja jest od marca.
Jeśli próbować wróżyć co dalej, to nie wydaje się aby teraz, przed wakacjami sytuacja miała się poprawić. Chęć realizacji zysków, wydatki wakacyjne nakręciły podaż i nie ma teraz chyba powodu, aby pieniądze miały wracać. W przypadku WIG20 oczywiście otoczenie, zagranica może zrobić wszystko, ale plany rządu dotyczące likwidacji OFE zdają się zaprzeczać biciu rekordu sprzed miesiąca.