Czwartkowa sesja miała dwa oblicza. Do otwarcia Wall Street główne indeksy w Warszawie świeciły na zielono, powyżej psychologicznego 2400 pkt. Niestety korekta za oceanem szybko sprowadziła krajowych inwestorów dosłownie na ziemię. Tym samym FW20 niebezpiecznie zbliżył się do dołu konsolidacji z ostatnich dni (2350-2425 pkt). Nie trzeba wspominać, czym może skończyć się jej wybicie. Wydaje się, że lepszy „performance” spółek energetycznych (wczoraj rząd wycofał się z planów podniesienia wartości nominalnej akcji i w konsekwencji obciążenia spółek dużym podatkiem) nie jest w stanie zatrzymać korekty na wykupionych spółkach paliwowych. PKN, gdzie sytuacja techniczna wydaje się obecnie najtrudniejsza, ma najwyższy udział w WIG20 na poziomie 15,4%. Jeśli do tego dodać spółki finansowe (47%), w tym bardzo wygrzane PZU (RSI >70, udział 12%) to problemy mogą być większe niż się nam wydaje (cała energetyka waży zaledwie 7,3%). Z tyłu głowy mamy przecież statystki sezonowości, wskazujące że maj to najgorszy miesiąc w roku dla WIG20 ze średnią stopą zwrotu -1,8%. Dziś nastroje o poranku są lepsze. Wall Street zamykała rynki na Starym Kontynencie na dziennych minimach. W końcówce Amerykanie odrobili część strat. W krytycznym momencie S&P500 tracił 0,7%. Skończył na -0,2%. Kontrakty na DAX o poranku notują 0,1% wzrost. Kalendarium makro jest dość bogate. U nas poznamy głównie inflację za kwiecień. Po sesji Moody’s zrewiduje ocenę ratingową. Trwa sezon wyników za 1Q’17, który w szczególności wśród mniejszych spółek stwarza okazje inwestycyjne.
pobierz pełny biuletyn