Piątkowe notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie odbywały się w kontekście oczekiwania na godzinę rozliczenia grudniowej serii kontraktów terminowych i po słabej sesji na Wall Street, która postawiła znak zapytania nad czwartkowymi zwyżkami w Europie i osłabiała korekcyjne nastroje w Warszawie. W takim ułożeniu sił rynek warszawski wybrał scenariuszu konsolidacyjny, który zwykle jest grany w dniach zdominowanych przez końcową godzinę sesji. W efekcie, do ostatnich 60 minut indeks największych spółek dryfował w okolicach 1840 pkt. bez nowych treści technicznych i przy ograniczonej do minimum aktywności. Na progu godziny rozliczenia pochodnych obrót w WIG20 ledwie przekraczał 400 mln złotych i był przeszło połowę mniejszy niż na sesji czwartkowej, by w finałowej godzinie przekroczyć 1,2 mld złotych. Asymetria pomiędzy dwoma faktycznie autonomicznymi fazami sesji, z których druga przesądziła o wyniku dnia, nie pozwala nazwać procentowej zwyżki czytelnym sukcesem byków. Nie zmienia to jednak faktu, iż seria rozdań w zakończonym właśnie tygodniu przyniosła sygnały zmiany nastrojów na korekcyjne, które pozostały aktualne przed i po finałowej godzinie dzisiejszej sesji. Indeks największych spółek odbił się od wsparcia w rejonie dołka z 2009 roku. Obrona ważnego poziomu pokryła się z kilkoma sygnałami wskazującymi na możliwość wyczerpania się trendu spadkowego, który trwa na rynku od maja bieżącego roku i odpowiada za przesunięcie indeksu największych spółek z rejonu 2550 pkt., w rejon 1750 pkt. Odbicie pojawia się w ciekawym punkcie, jakim jest stale obecne oczekiwanie, iż giełdy światowe zakończą rok wzrostem na finałowych sesjach grudnia. Przy zrealizowaniu takiego scenariusza w otoczeniu bykom w Warszawie łatwiej będzie zignorować fakt, iż zakończony tydzień był ostatnim do połowy stycznia, w którym handel będzie odbywał się ze świątecznymi przerwami, co nie sprzyja aktywności inwestorów i wiarygodności przesunięć na poszczególnych sesjach.
Adam Stańczak
DM BOŚ SA