Przyszły rok nie będzie łatwy dla inwestorów. Tam, gdzie są ryzyka i obawy, tam są też wyższe stopy zwrotu. Tych jednak niemało. Czy pandemia pozwoli wreszcie na stałe otworzyć azjatyckie porty i fabryki? Czy łańcuchy dostaw odblokują się? Czy szybujące ceny energii w Europie nie zatopią europejskiego przemysłu? Czy banki centralne nie przesadzą z zacieśnieniem monetarnym i nie schłodzą inwestycji?
Kontynuacja pandemii to przede wszystkim dla wielu branż dalsze trudności w prowadzeniu działalności, głównie z uwagi na zakłócenia w łańcuchach dostaw, które będą tym bardziej istotne, że konsumenci ponownie powrócą do zwiększonej konsumpcji dóbr, kosztem usług, ograniczanych przez obostrzenia. Lockdowny, kwarantanny czy nauka zdalna dzieci nie pozwoli również części potencjalnych pracowników powrócić na rynek pracy, a miejsca na kolejne programy osłonowe jest coraz mniej. Pędząca inflacja mocno ograniczyła bowiem pole rządów do tego typu działań. Polityka fiskalna w zderzeniu z inflacją powinna dążyć przecież do zacieśnienia, a nie kolejnej rundy ekspansji. A co z bankami centralnymi? Tutaj też inflacja będzie grać główną rolę. Banki centralne na świecie zaczynają istotne zacieśnianie monetarne, nie będąc w stanie określić, czy kolejne fale pandemii nie będą kolejnymi impulsami inflacyjnymi. Do tego wszystkiego dochodzi kryzys energetyczny w Europie. Ceny energii w kontraktach na rok do przodu wzrosły w tym roku w niektórych europejskich krajach nawet o kilkaset procent.
Otoczenie inwestycyjne dotychczas właściwie niespotykane, sprawi, że inwestorzy będą musieli zmienić swoje metody analityczne. Kiedy popyt nie jest przedmiotem głównego zmartwienia - jest go aż nadto - to podaż jest ograniczeniem. Może ona w dużej mierze determinować wyniki spółek czy wzrosty realnego PKB gospodarek. A analiza podaży w czasie rzeczywistym jest dużo trudniejsza, niż analiza popytu: czy znajdzie się odpowiednia liczba pracowników? czy będzie dostępny surowiec? czy tankowiec przyjedzie na czas?
Co w takim razie zrobić? Warto skupić się na perspektywach średnioterminowych. A te wskazują na możliwość nasilania się trendów stagflacyjnych. Globalny wzrost gospodarczy może stopniowo tracić dynamikę, a inflacja pozostawać bardziej uporczywa. Nawet jeżeli na razie trendy te widać w ograniczonym zakresie to łańcuch potencjalnych zdarzeń w przyszłości prowadzi coraz bardziej do takich konkluzji. Zasadniczo nie jest to idealne środowisko dla rynków akcji, ale żyjemy w czasach, które odbiegają mocno od tego, co znamy z historii. Giełda lubi zmienność, a realne stopy procentowe nadal pozostają „pod wodą”, więc inwestycje pozbawione ryzyka nie dają nam jeszcze realnej szansy ochrony kapitału. Akcje mogą więc być dobrym wyborem dla doświadczonych i długoterminowych inwestorów.
Mikołaj Raczyński, zarządzający aktywami i członek zarządu Noble Funds TFI