Na kilku ostatnich sesjach krajowe byki wyraźnie ignorują sytuację na Zachodzie. Podczas gdy, na Wall Street sprzedaż przybrała formę małej paniki, Warszawa okazuje się „oazą spokoju”. W czwartek mimo zewnętrznej słabości FW20 rozpoczął w okolicach punktu odniesienia. W późniejszych godzinach handlu nastąpił kolejny atak na poziom 2400 pkt. W sumie byki podchodziły do tego obszaru dwa razy i bez skutku. Niemniej udało się utrzymać zielony kolor. Ostatecznie kontrakt zyskał 0,2% i zakończył na 2385 pkt (DAX -0,8%). LOP napompował się do ponad 110k, co zwiastuje większą zmienność. Dokładając do tego utrudnioną (niejednoznaczną) analizę międzyrynkową, dla inwestorów o słabszych zasobach kapitałowych i mniej odpornym układzie nerwowym najlepszą pozycją jest w tym wypadku... brak pozycji.
Mimo solidnego wyprzedania indeksy za oceanem kontynuowały wczoraj przecenę. S&P500 stracił 0,2% i zakończył na 1353,3 pkt. Intradayowe minimum wypadło na 1348 pkt czyli w okolicach 62% zniesienia całych wzrostów od czerwca (1346 pkt). Byki mają więc punkt zaczepienia do przynajmniej korekty. We wczorajszych powodach przeceny wymieniano m.in. słabsze dane z rynku pracy czy kondycji przemysłu (indeks Fed z Filadelfii). Trudno jednak przywiązywać do nich większą uwagę bowiem zostały silnie zaburzone katastroficznym huraganem Sandy. Generalnie nie jest łatwo wytłumaczyć „histerię” na Wall Street. Wiadomo, że „fiskalny klif” uda się podnieść, dane szczególnie z sektora nieruchomości wykazują wyraźną poprawę, a Fed jest skłonny działać na większą skalę. Wciąż więc obstawiam silną końcówkę obecnego roku.
pobierz pełny biuletyn