W ostatnich dniach stało się to już normą, że warszawski parkiet w na tle rynków bazowych wyróżnia się wręcz ostentacyjną siłą. Dzisiejsze notowania nie były tutaj wyjątkiem i mimo spadków DAX-a, WIG20 w sposób ochoczy notował zwyżki, czym po raz kolejny ignorował negatywne sygnały dochodzące z zewnątrz.
W ostatnich miesiącach co pewien czas powraca niczym bumerang obraz siły krajowego parkietu, który szczególnie manifestowany jest w segmencie dużych spółek. Jeżeli wiemy, że w tym samym okresie złoty radzi sobie całkiem nieźle, to wiadomo że kapitał zagraniczny po raz kolejny upodobał sobie GPW. Czynnikiem sprzyjającym może być właśnie zakończony sezon wyników kwartalnych spółek za minione trzy miesiące. Poza nielicznym wyjątkami przedsiębiorstwa nie zaskoczyły szczególnie negatywnie, a można było znaleźć kilka raportów, które przywitano uśmiechem na twarzy. Dzisiaj taką pozytywnie zaskakującą spółką była Asseco, której wyraźnie wcześniejsze przecenione walory, mogły odreagować część strat na fali optymizmu wywołanego zaraportowanym zyskiem większym od prognoz.
W podniesieniu wycen nie przeszkadzały gorsze publikacje makro. W przypadku krajów otoczenia, takich jak Węgry czy Czechy, poznaliśmy dzisiaj dane o spadku PKB w III kw. i ciężko było w tych odczytach doszukać się pozytywów, gdyż spadki w obu przypadkach o 1,5% r/r były większe od oczekiwań. Również dane z USA ciężko było nazwać optymistycznymi, a szczególnie negatywnie wyróżnił się cotygodniowy raport o ilości wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Bacznie obserwowana publikacja odnotowała zwyżkę aż o 78 tys. do poziomu 439 tys., czyli najwyższej wartości od półtora roku. W tym wypadku relatywnie spokojną reakcję inwestorów można było jednak logicznie wytłumaczyć. Otóż okazuje się, że odczyt jest zniekształcony przez negatywny wpływ huraganu Sandy. Ciężko więc mówić, że dane sygnalizują pogarszający się obraz rynku pracy. Ponadto opublikowany równolegle indeks NY Empire State okazał się lepszy od prognoz i choć wciąż przebywa w obszarach ujemnych, to są one coraz mniejsze. Dodatkowo ważny subindeks nowych zamówień po raz pierwszy od czerwca znalazł się nawet powyżej zera. Gorzej zaprezentował się jednak opublikowany później indeks Fed z Filadelfii, ale i tutaj nie obyło się od negatywnego wpływu huraganu. Doszło więc do pewnego paradoksu, gdzie złe dane są ignorowane, gdyż można je wytłumaczyć huraganem, a słabość rynków otoczenia, szczególnie tych amerykańskich, również nad Wisłą jest pomijana.
Co ciekawe można nawet próbować logicznie wytłumaczyć odporność krajowego parkietu na spadki amerykańskich indeksów. Otóż inwestorzy mogą sobie tłumaczyć, że wynikają one z czysto podatkowych kwestii, a nie fundamentalnych. Wydaje się bowiem, że podwyżek podatków od zysków kapitałowych amerykańscy inwestorzy z początkiem przyszłego roku nie unikną. Mając świadomość potężnych zysków z trzyletniej hossy, warto przynajmniej część z nich zrealizować, a kapitał przenieść na słabsze rynki pozbawione negatywnych implikacji zmian podatkowych. Europa może się tutaj pokazać na radarze, a szczególnie Polska, czyli nieco już zapomniana, ale wciąż przecież „zielona wyspa”.