Środowe notowania na rynku warszawskim miały trzy fazy. W pierwszej, po wysokim na tle otoczenia otwarciu, rynek został zmuszony do skokowego zredukowania optymizmu i osunięcia WIG20 w rejon 1930 pkt. Środkowa została zdominowana przez sześciogodzinny dryf WIG20 w okolicy 1940 pkt. W trzeciej, WIG20 spadł z rejonu 1935 pkt. w rejon 1910 pkt. na bazie dość marginalnego impulsu spadkowego z rynków bazowych. W finale indeks największych spółek stracił 1,24 procent przy niespełna 804 mln złotych obrotu. Z perspektywy końca sesja zakończenie rozdania mocną przeceną może jawić się jako słabość rynku, ale więcej w tym było braku pomysłu na grę w oparciu o lokalne zmienne, a więcej przesadzonej odpowiedzi na spadki w otoczeniu, które zostały szybko zredukowane. W przypadku niemieckiego DAX-a skończyło się przeceną o mniej niż 0,6 procent, ale GPW nie miała już czasu na zredukowanie swojego cofnięcia. Technicznie patrząc tąpnięcie może jawić się jako poważne, ale naprawdę zmieściło się w granicach lokalnego układu konsolidacyjnego. Od kilkunastu sesji WIG20 jest zawieszony na półce, której granicami są rejony 2000 pkt. i 1855 pkt. Z perspektywy tej konsolidacji zejście w rejon 1917 pkt. nie jest niczym ważnym. W istocie przy zmienności indeksu mierzonej ATR z 14 sesji na poziomie 45 pkt. rynek potrzebuje mocnego ruchu o około 1,7, by testować dolną granicę trendu bocznego. W efekcie zasadnym wydaje się założenie, iż konsolidacja ma przed sobą więcej niż jedno rozdanie. To, co może niepokoić, to brak poważnych odpowiedzi rynku na impulsy wzrostowe z rynków bazowych i przesadne – jak dzisiejsza – reakcje na impulsy spadkowe. Nerwowość graczy jest czytelna i wskazuje, iż rynek może zostać zmuszony do policzenia się na niższych poziomach cenowych. Na chwilę obecną jednak strategią bazową jest czekanie na wybicie z konsolidacji w rejonie 2000-1885 pkt.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ