Uwaga inwestorów na globalnych parkietach wciąż zwrócona jest na USA i panujący tam od tygodnia impas związany z niemożliwością uchwalenia budżetu na nowy rok fiskalny. W piątek wydawało się, że stanowisko Republikanów uległo złagodzeniu i niektórzy spodziewali się porozumienia już podczas weekendu. Do niego jednak nie doszło.
Zamiast porozumienia, John Boehner, czyli najważniejszy przedstawiciel frakcji Republikanów, powiedział że bez negocjacji i ustępstw ze strony prezydenta Obamy o jego zgody na nowy budżet oraz podniesienie limitu zadłużenia nie może być mowy. Nadzieja na rychłe porozumienie, czy choćby zmianę twardej retoryki prowadzonej przez obie strony, prysły więc niczym bańka mydlana, a wraz z tym faktem obniżeniu uległy wyceny globalnych akcji. GPW poddała się międzynarodowej tendencji i początek handlu na parkiecie przebiegał pod znakiem podaży. Nie była ona jednak agresywna i szybko się wyczerpała, a spadek indeksu blue chipów ustabilizował się przy zniżkach rzędu 1%. Obroty nie były duże i rozpoczęło się wyczekiwanie na popołudniową fazę sesji, gdzie swoją dezaprobatę na brak postępu w negocjacjach budżetowych wyrazić mieli Amerykanie.
Indeks S&P500 dzień rozpoczął od spodziewanej zniżki, ale gdy po raz kolejny w ostatnich dniach spadł poniżej istotnej średniej kroczącej z 50 minionych sesji, kupujący szybko się znaleźli i doprowadzili do odbicia. Bardzo podobnie zachowały się inne parkiety, które zgodnie odrabiały początkowe straty. Zachowanie GPW wpisywało się w ten obraz, ale wciąż widać było relatywną słabość, która tak bardzo rzucała się w oczy już podczas piątkowej sesji. Rynek warszawski, który wcześniej wyróżniał się ogromną siłą i chęcią pokonania tegorocznej linii trendu spadkowego, teraz stracił zapał i postanowił biernie podporządkować się globalnym tendencjom, by na niższych niż wcześniej obserwowanych poziomach oczekiwać waszyngtońskich rozstrzygnięć. Gdyby historia podobnych nieporozumień widocznych w ostatnich latach miałaby się po raz kolejny powtórzyć, to amerykańscy politycy powinni dojść do porozumienia „za pięć dwunasta”, co w tym konkretnym przypadku oznaczałoby uchwalenie nowego budżetu i podniesienie limitu zadłużenia 16 października w nocy lub kolejnego dnia o poranku. Inwestorzy wciąż wydają się liczyć na ten scenariusz i dlatego koniec dzisiejszych notowań przebiegał w lepszej atmosferze niż ich początek. Czy jednak historia się po raz kolejny powtórzy, okaże się za 10 dni.
Łukasz Bugaj