Piątkowe notowania na Wall Street skończyły się bez grama emocji i przy najniższym obrocie od połowy lutego. Wyciszenie przeniosło się do Azji i na starcie nowego tygodnia rynki europejskie nie miały powodów do poważnych zagrań i nowych zakładów. GPW wpisała się w otoczenie i już od pierwszych minut sesji operowała w kontekście niskich wolumenów. Po godzinie sesji licznik obrotu w WIG20 pokazał ledwie 55 milionów złotych, które w południe zostało powiększone do mizernych 125 milionów złotych. W tej fazie sesji było już właściwie przesądzone, iż rozdanie będzie miało konsolidacyjny charakter. Spadkowi aktywności towarzyszył spadek zmienności, który w środkowej fazie sesji zamroził notowania WIG20 na pięciopunktowej półce. W finale Europa musiała jednak odpowiedzieć na presję wzrostową z Wall Street, gdzie S&P500 flirtował z rekordem wszech czasów. Na końcowym fixingu wartość WIG20 została ustalona na 1862 pkt., co przełożyło się na wymuszoną zwyżkę indeksu blue chipów o 0,3 procent. Niestety, licznik obrotów pokazał zaledwie 444 mln złotych, co nie razi w kontekście skromnego wzrostu, ale kwestionuje zamknięcie nad oporem w rejonie 1856 pkt. W istocie sesja była trzecim dniem dryfu i flirtu z oporem na górnym ograniczeniu trendu bocznego. Brak odpowiedzi rynku na sygnały kupna wskazuje, iż wykres wysyła teraz dawkę szumu technicznego, a rynek zwyczajnie nie kupuje przesilenia w trzymiesięcznej konsolidacji. W praktyce flirt z oporem – mimo jego naruszenia i coraz poważniejszej neutralizacji – przenosi się na kolejne rozdanie. W obserwowanym układzie sił to sesja ze skokiem obrotu będzie sygnałem zakończenie konsolidacji, a nie rozdania takie, jak trzy ostatnie, które niosły ze sobą ledwie pozory przesilenia technicznego.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA