Czwartkowe notowania na rynku warszawskim skończył się skromną zmianą WIG20, który zyskał 0,1 procent. Wynik sesji kryje sobie jednak dwie sprzeczne fazy. W pierwszej, która trwała do finałowej godziny, rynek próbował zaprzeczyć wczorajszemu zawahaniu popytu, podtrzymać konsolidację WIG20 nad 2110 pkt. i wreszcie szukać pokonania środowego maksimum, a jednocześnie budować bazę pod konfrontację indeksu z oporami w rejonie 2150 pkt. W drugiej władzę nad rynkiem przejęła korelacja z otoczeniem, gdzie nieco nerwowa reakcja graczy na odczyt indeksu PMI dla amerykańskiego przemysłu odebrała wcześniejsze wzrosty Europie i USA. Ciekawostką jest to, iż dla wielu graczy na świecie znacznie ważniejszym wskaźnikiem koniunktury w przemyśle amerykańskim jest indeks ISM, ale dzisiejszy sygnał o spadku PMI pod poziom 50 punktów, a więc pod próg recesji, był trudny do zignorowania. Jeśli odczyt PMI zostanie potwierdzony odczytem ISM, to będzie to jedno z najważniejszych i najmocniejszych, obok krzywych rentowności, ostrzeżeń przed nadciągającą recesją. Dla GPW reakcja świata oznaczała zderzenie lokalnych apetytów z globalnymi nastrojami. Technicznie patrząc rynek nie poniósł jednak poważniejszych strat. WIG20 utrzymał się nad 2100 pkt. i przedłużył czekanie na nowy impuls, który pozwoli kontynuować ruch w stronę oporów w rejonie 2150 pkt. Sesja jest jednak ostrzeżeniem, iż lokalne apetyty wzrostowe i sygnalizowana gotowość rynku do przetestowania kolejnych oporów nie będzie w stanie wygrać z presją spadkową z rynków bazowych, które ostatnio zamieniły przeceny na konsolidacje, ale ciągle mają przed sobą decyzje, czy wybicia z konsolidacji będą powrotem do spadków, czy też do gry o powrót na szczyty trendów wzrostowych.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA