Dzisiejszy dzień stał pod znakiem spotkań dwóch banków centralnych w Europie. Poza tymi wydarzeniami wiele dziać się nie miało, a sama aktywność na rynkach miała być stosunkowo niewielka ze względu na brak Amerykanów. Obroty rzeczywiście do najwyższych nie należały, ale samych atrakcji z pewnością nie brakowało.
Sesje podczas amerykańskich świąt (USA dzisiaj obchodzą Dzień Niepodległości) dzielą się na dwie kategorie. Podczas nich może się bowiem nic nie dziać i z rynku wówczas wiele stoickim spokojem. Z kolei na drugim biegunie są sesje, gdzie aktywności jest bardzo dużo. Wariant pośredni raczej nie występuje. Dzisiejszą sesję zaliczyć można do tej drugiej kategorii i tyczyło się to nie tylko akcji, ale również walut bądź obligacji.
Początek dnia był spokojny, aczkolwiek lekko wzrostowy. Europa łapała oddech po dwóch dniach spadków, a gdzieś między wierszami przebiegały nagłówki o upadku egipskiego prezydenta w wyniku wojskowego zamachu stanu. Niepokoje na Bliskim Wschodzie na nikim jednak nie robiły specjalnego wrażenia i liczyło się czekanie na decyzje banków centralnych. Pierwszy był bank angielski, który po raz pierwszy pod przewodnictwem nowego prezesa - Marka Carney’a – zdecydował się na publikację komunikatu, co wcześniej normą nie było. Treść komunikatu była gołębia i wskazywała, że ostatnio obserwowany wzrost rynkowych stóp procentowych nie współgra z wciąż trudną sytuacją gospodarczą. Sam bank zrobił też pierwszy krok ku wprowadzeniu nowej formy komunikowania poprzez bezpośrednie wskazania co do przyszłego kształtu stóp. Ta polityka po angielsku nazywa się „forward guidance” i po raz pierwszy zastosowana została przez Rezerwę Federalną. Teraz podobną drogą zmierza BoE.
Słowa z Londynu ociepliły klimat inwestycyjny. Akcje na wartości zyskały a funt wyraźnie się osłabił. Było to jednak dopiero preludium do dalszych zmian obserwowanych po komunikacie ze strony EBC. Otóż Mario Draghi poszedł o krok dalej niż jego angielscy koledzy i wyraźnie podkreślił, że "ECB spodziewa się, iż stopy procentowe pozostaną na obecnym lub niższym poziomie przez dłuższy czas". Dodał, że chodzi również o stopę depozytową, co oznacza że może ona spaść poniżej zera. Po przerwie wrócił więc ten temat i euro zareagowało w sposób podobny do funta a wzrosty na rynkach akcji nabrały jeszcze większego rozpędu. Spadły również rentowności europejskich obligacji, co było prostą konsekwencją faktu, że Europa słowami swoich dwóch najważniejszych bankierów centralnych chciała się dzisiaj odróżnić od USA, gdzie mowa jest o zaostrzeniu polityki monetarnej. Po tej stronie Atlantyku kierunek jest zgoła przeciwny i oczekiwać można dalszego łagodzenia, które jak wiemy znajduje powszechny poklask wśród inwestorów. Ostatecznie indeks WIG20 zyskał ponad 1%, co nie było wynikiem tak dobrym jak za naszą zachodnią granicą, gdzie zwyżki były zdecydowanie wyższe. Jednakże grunt pod kontynuację odbicia po wcześniejszych spadkach jest dość dobrze przygotowany i ewentualne jego wykorzystanie zależeć już będzie od Amerykanów, a mówiąc konkretnie od ważnych danych z tamtejszego rynku pracy, które światło dzienne ujrzą już jutro.
Łukasz Bugaj