Poniedziałkowe notowania na rynku warszawskim odbywały się w kontekście znanej z poprzedniego tygodnia presji spadkowej z rynków bazowych, które stale musiały grać w zaniepokojeniu inwestorów wywołanym przez otwarcie wojny celnej na granicy amerykańsko-meksykańskiej. GPW przystąpiła jednak do rozdania z kredytem zaufania do własnej siły zbudowanym na piątkowym wzroście i przeciwstawieniu się słabości rynków bazowych. W istocie piątkowa zwyżka WIG20 o 0,8 procent, gdy największe indeksy światowe zanotowały ponad procentowe spadki, była dobrą bazą do kolejnego pokazu siły warszawskich byków. Niestety, już w pierwszych minutach sesji widać było chęć do rozegrania sesji wedle klasycznego, poniedziałkowego scenariusza, w którym elementem dominującym jest niska aktywność graczy i czekanie na nowe treści. W finale licznik obrotów w WIG20 pokazał 530 mln złotych, ale na 30 minut przed finałem ledwie przekroczył 400 mln, gdy na sesji piątkowej udało się ugrać ponad 800 mln złotych. Porównanie aktywności z piątku i poniedziałku oraz skromne przesunięcie WIG20 o -0,07 procent w dniu dzisiejszym pozwalają na tezę, iż rynek ma za sobą sesję konsolidacji. Również układ sił na wykresie wskazuje, iż WIG20 spędził dzień na flirtowaniu z oporami w okolicach 2240 pkt., gdzie zalega górna granica lokalnej formacji konsolidacyjnej. Bilansem jest sesja, która nie neguje piątkowego sukcesu byków, ale przypomina jednak, iż gra w kontrze do otoczenia, gdy świat zaczął nowy miesiąc od kontynuacji majowej przeceny, będzie zwyczajnie trudna, by nie powiedzieć niemożliwa. Nie ma wątpliwości, iż w drugiej połowie maja lokalne apetyty wzrostowe zderzały się z globalnymi apetytami spadkowymi, ale bez pomocy lub zgody rynków bazowych przyszłość rozpoczętej korekty 10-procentowego spadku WIG20 z rejonu 2420 pkt. w rejon 2150 pkt. jawi się jako trudna do łatwego rozegrania.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA