Piątkowe notowania na rynku warszawskim zaczynały się w neutralnym kontekście. Wprawdzie wczorajsze zwyżki na Wall Street zachęcały rynki europejskie do szukania zwyżek, ale nocne osłabienie pochodnych nie pozwalało oczekiwać fajerwerków optymizmu. W istocie Europa zaczęła handel zachowawczo. GPW wybrała jednak własną ścieżkę, iż od poranka szukała relatywnie mocnych zwyżek. W pierwszej godzinie WIG20 zyskał przeszło 1 procent, a licznik obrotów w indeksie pokazał zaskakujące na tle zachowania otoczenie 150 mln złotych. W połowie drugiej godziny jasne stało się, iż lokalne apetyty wzrostowe zderzają się z apetytami korekcyjnymi na rynkach rozwiniętych, co połączone z ulokowaniem się WIG20 w rejonie, w którym łamały się poprzednie fale wzrostowe dało podażową mieszankę. Kolejne sześć godzin należało do podaży. WIG20 spadł z okolic 2365 pkt. w rejon 2322 pkt. zachęcając do realizacji zysków. W finale udało się odbudować indeks do 2335 pkt. i zmienić obraz sesji z korekcyjnego na remisowy – indeks spadł o 0,01 procent - ale blisko 970 mln złotych obrotu w WIG20 wskazuje, iż sesja miała w sobie również cechy dnia przesilenia. W szerszej perspektywie patrząc rozdanie jest ostrzeżeniem, iż bez korekty trudno oczekiwać skutecznego ataku WIG20 na strefę 2400-2390 pkt., gdzie można lokować granicę formacji podwójnego dna. Szerokość układu zbliżona do 300 punktów ma w sobie potencjał ruchu w rejon 2700 pkt., a czytelność formacji i zachowanie rynku w ostatnich tygodniach pozwala zakładać, iż większość czeka jednak na pozytywne domknięcie. Niestety stale obecny jest schemat, w którym rynek posila się zwyżkami na rynkach bazowych, stara się ignorować słabsze przeceny, ale poddaje się mocniejszym cofnięciom. W efekcie bliska przyszłość WIG20 może w równym stopniu zależeć od lokalnego układu sił, co od układów sił na rynkach bazowych. Starczy odnotować, iż amerykański S&P500 właśnie złapał zadyszkę w rejonie 2600 pkt., by szukać wskazówek również na wykresach indeksów światowych.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA