Gdyby nie skala ostatniego zamieszania na Wall Street i skok i tak już wysokiej zmienności, od sesji wczorajszej i dzisiejszej grający na rynku warszawskim oczekiwaliby głównie formalności rozdań, niskich wolumenów i sennego czekania na pierwsze sesje stycznia. Oddzielenie dwóch sesji długimi okresami bez handlu zachęcało do urlopu od rynku i powrotu dopiero na pierwszych sesjach stycznia. Jednak zmienność na rynkach globalnych, generowana głównie przez odpowiedzi świata na zachowanie giełd amerykańskich, kazała oczekiwać nerwowego handlu i echa światowego zamieszania. Okazało się jednak, iż rynek warszawski bez większego trudu schował się w scenariuszu granym właściwie od listopada, w którym dominującą strategią było szukanie wzrostów, gdy świat nie przeszkadzał, przeczekiwania małej presji spadkowej i reagowania wyprzedażą tylko wtedy, gdy rynki bazowe spadały na tyle dynamicznie, by nie dało się już szukać własnej ścieżki. Wczoraj i dziś świat szukał przeceny i wzrostów, ale GPW zachowała spokój odpowiadając nie tyle solidarnymi przesunięciami, które były widoczne, ale głównie niskimi wolumenami. Bilansem międzyświątecznego handlu jest sygnał, iż rynek nie przestał obstawiać scenariusza wzrostowego, w którym WIG20 poszuka jednak wybicia górą z konsolidacji w strefie 2400-2100 pkt. i zbuduje potencjał zwyżki w rejon 2700 pkt. Ważnym elementem układu sił jest zachowanie innych rynków wschodzących, których relatywna siła wobec rynków rozwiniętych jest z jakiegoś powodu pomijana w kreśleniu czarnych scenariuszy, a sama w sobie wskazuje, iż scenariusze recesyjne, w jakich świat rozwinięty kończy tegorocznego notowania, nie są tak jednoznaczne, jak chcą nagłówki serwisów giełdowych. Paradoksem takiej sytuacji jest fakt, iż odbicia na rynkach rozwiniętych, kiedy recesyjne obawy zostaną wycenione, mogą i zapewne będą groźne dla rynków wschodzących poprzez obserwowane właśnie uatrakcyjnienie nieatrakcyjnych wycen na najważniejszych giełdach świata.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA