Środowe notowania na rynku warszawskim zaczynały się w sprzyjającymi dla popytu kontekście. Końcówka sesji amerykańskich zaprzeczyła dynamicznej przecenie z otwarcia, która położyła się cieniem na rynkach europejskich. Przeszło procentowe odbudowanie się indeksu S&P500 pozwoliło szukać zwyżek rynkom azjatyckim i europejskim. W efekcie po otwarciu WIG20 próbował zwyżki i powrotu w rejon 2160 pkt. Szybko jednak okazało się, iż impuls wzrostowy zderzył się z osłabieniem kontraktów na amerykańskie indeksy i zagrożeniem zbudowania fałszywego optymizmu na źle wycenionym scenariuszu dla Wall Street. Przez większą część handlu właśnie korelacja z rynkami bazowymi kształtowała notowania WIG20 i w skrajnym punkcie podaż zdołała sprowadzić indeks w rejon 2144 pkt., a więc wsparcia zbudowanego na minimach z 11 października. Połączenie technicznego wsparcia i odbudowania się kontraktów amerykańskich pozwoliło wrócić na sesyjne maksima. Niestety, w finale pogorszenie nastrojów w USA odebrało argumenty bykom i WIG20 wrócił na wsparcie w rejonie 2144 pkt. Technicznie patrząc sesja skończyła się niejednoznacznym wskazaniem. Z jednej strony rynek wysłał sygnał, iż szuka gry w podwójne dno na wsparciu w rejonie 2150 pkt. Z drugiej, słabość odbicia wskazuje na zagrożenie przedłużenia układu spadkowego, którego symbolem jest lokalny kanał spadkowy stawiający wykres WIG20 na kursie kolizyjnym ze wsparciem w rejonie 2100 pkt. Stale z szacunkiem warto podejść do korelacji z rynkami bazowymi, która rozdaje dziś karty w Warszawie. W szerszej perspektywie patrząc nawet spadek pod 2150 pkt. nie będzie niósł nowych treści. Na dziś WIG20 stale porusza się w konsolidacji, której granicami są rejony 2400 pkt. i 2100 pkt. Dopiero wybicie poza faktyczne granice tegorocznego trendu bocznego będzie niosło nowe treści.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA