Po piątkowej przecenie i zejściu indeksów w Warszawie oraz Nowym Jorku do istotnych z technicznego punktu widzenia poziomów, dzisiejsza sesja była o tyle istotna, że miała dać odpowiedź na pytanie, czy podaż rzeczywiście jest tak silna, jak wydawało się w piątek.
Jak to często bywa, jednoznacznej odpowiedzi nie dostaliśmy, ale warto podkreślić, iż trudno o nią było za sprawą w praktyce pustego kalendarium oraz braku publikacji wyników przez bardzo ważne spółki. Inwestorzy mogli jednak wykorzystać inne impulsy, których trochę było, a za najważniejszy mogły służyć wstępne wyniki wyborów w Galicji, czyli regionu Hiszpanii, z którego wywodzi się premier Mariano Rajoy. Powszechnie uznawano to głosowanie za nieformalne referendum nad polityką gospodarczą kraju, które ponadto miało otworzyć drzwi przed oficjalną prośbą kraju o pomoc finansową. Okazało się, że wbrew pesymistycznym oczekiwaniom, partia obecnie urzędującego premiera utrzymała się przy władzy, co należało odczytywać za jednoznacznie pozytywny sygnał. Rynki jednak specjalnie się tym nie przejęły i po neutralnym początku ciężko było o wyraźny impuls do wzrostów. Z pewnością nie mogły go dostarczyć dane z Japonii, gdzie zniżkujący o 10,3% r/r eksport okazał się słabszy od oczekiwań. Nie przeszkodził on jednak lekko pozytywnemu zamknięciu sesji w Tokio, więc również i na GPW nie mógł być istotnie negatywnym czynnikiem.
Początek handlu był lekko nerwowy i odznaczał się spadkiem poniżej wsparcia na wysokości 2350 pkt, jednak popyt na nieco zwiększonych obrotach zdołał wydobyć indeks blue chipów nad istotne wsparcie. Dalsza część notowań niewiele już odbiegała od zanotowanych o poranku poziomów i ciężko było o większe zmiany. Inwestorzy czekali na wyklarowanie się nastrojów na Wall Street, które miały zdominować ostatnia fazę handlu. Okazało się, że przed rozpoczęciem sesji w USA rynkowy sentyment lekko popsuł raport Caterpillara. Co prawda wyniki spółki okazały się lepsze od oczekiwań, ale zarówno spodziewane na ten rok zyski jak i przychody zostały obniżone, co już inwestorom nie mogło się spodobać. Notowania pochodnej na indeks S&P500 obniżyły nieco loty, co skutkowało powolnym osuwaniem się indeksów w Warszawie.
Spadek nieco przyspieszył po otwarciu sesji w Nowym Jorku, gdzie S&P500 miał wyraźne problemy z przeprowadzeniem odbicia. Indeksy w Europie Zachodniej zareagowały na to lekko nerwowo i ustanowiły nawet nowe minima dnia. Na GPW WIG20 był nieco silniejszy i nie zszedł niżej niż o poranku. Ostatecznie udało się zamknąć notowania niemalże w tym samym miejscu co w piątek. Tym samym okazało się, że zaniżający wyceny piątkowy fixing nie był wypadkiem przy pracy i rynek rzeczywiście jest słaby. Nie udało się jednak jednoznacznie wygenerować sygnału sprzedaży, którego los leży w rękach Amerykanów, gdzie rynek jest w podobnym miejscu co u nas. Czekamy więc dalej aż WIG20 jednoznacznie opuści już ponad miesięczną konsolidację między poziomami 2350 pkt oraz 2423 pkt.