Wtorkowe sesje na Wall Street skończyły się na poziomach wyższych od obserwowanych, gdy Europa kończyła swój dobry bieg. Zwyżki przeniosły się do Azji, więc o poranku nie było pytania, czy bykom w regionie uda się podnieść ceny, ale na ile trwała będzie zwyżka budowana na impulsie wzrostowym z rynków amerykańskich. Sesje w Europie zaczęły się od oczekiwanych zwyżek, na które GPW odpowiedziała podniesieniem WIG20 o około 0,7 procent. Szybko jednak okazało się, iż za ruchem nie idą duże kapitały, a nastroje są raczej konsolidacyjne niż kontynuacyjne. W kolejnych godzinach impuls wzrostowy z rynków bazowych zaczął się zmieniać w impuls spadkowy, który uzupełniło osłabienie złotego do dolara. Gdy do gry wkroczyły rynki amerykańskie, silnie korygujące wczorajsze zwyżki, WIG20 powiększył spadek ze środkowej fazy sesji, by na fixingu wrócić w okolice 2200 pkt. i zamknąć dzień na poziomie 2199,53 pkt. Z jednej strony sesja jest porażką byków w rejonie 2200 pkt., a z drugiej łatwość odbicia na fixingu o kilkanaście punktów wskazuje na słabość strony podażowej. Apetyty obu stron godzi fakt, iż rynek jest dziś uzależniony od kondycji rynków bazowych. Wall Street dała wczoraj bykom argumenty za mocnym odbiciem i dziś – swoją słabością – zabrała połowę tego, co pozwoliła ugrać na sesji wtorkowej. Obserwowaną zmienność nastrojów na Wall Street należy traktować jako układ sił, który jest standardowy dla sezonu publikacji wyników i warto oczekiwać, iż w bliskim terminie zwrotów w nastrojach będzie więcej. Ożywienie zmienności i zerwanie z jednokierunkowym handlem w USA wpisuje się w standardowe zachowanie rynku w każdym październiku, który jednym z najbardziej zmiennych miesięcy roku. Lokalnie patrząc spadek WIG20 o 0,78 procent nie kończy zawieszenia na poziomach, które są neutralne technicznie. Indeks blue chipów gra teraz o konfrontację z poziomami 2400 pkt. lub 2100 pkt., których pokonanie jest warunkiem średniookresowego przesilenia na wykresie indeksu.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ SA