Dzisiejsza sesja stała pod znakiem jednej informacji związanej z ponownym wzrostem napięcia pomiędzy USA a Chinami, po tym jak Donald Trump chce procedować z nałożeniem ceł na kolejną partię towarów sprowadzanych zza Wielkiego Muru. Cierpiały głównie giełdy azjatyckie, ale również w Warszawie dominowała podaż.
W połowie nieminionego tygodnia na rynek dotarła informacja o planowanym wznowieniu rozmów pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem. To jedyny istotny kraj, z którym Amerykanie nie omawiają nowych relacji handlowych i dlatego uwaga inwestorów skupia się na relacjach tych dwóch państw. Wydawało się, że wraz możliwością podjęcia rozmów odroczona w czasie zostanie implementacja kolejnej rundy ceł, ale od piątku wieczora i przez weekend przetoczyła się seria publikacji prasowych wskazujących na możliwość ich rychłego nałożenia. Co prawda główna stawka celna może być niższa niż pierwotnie planowano i mogłaby wynieść 10%, ale nie oznacza to, że później nie wzrośnie do początkowych założeń wskazujących na 25%. Ponadto tego typu deklaracje wyraźnie zniechęcają Chińczyków do rozmów, a delegację amerykańską wraz z sekretarzem skarbu Steven Mnuchin’em plasują w mało komfortowym położeniu braku zaufania ze strony Pekinu i oczywistej niechęci do formułowania poważniejszych ustępstw. Skoro Donald Trump i tak zamierza nakładać kolejne cła i grozi trzecią rundą sankcji na towary o wartości 267 miliardów dolarów, to Pekin z wiadomych względów nie chce rozmawiać „z pistoletem przyłożonym do skroni”. W Azji reakcja inwestorów była jednoznacznie spadkowa, ale w Europie podaż już tak silna nie była. Owszem, o wzrosty było ciężko, ale główne indeksy zniżkowały jedynie śladowo, a na peryferiach w trakcie sesji pojawiły się nawet wzrosty. Szczególnie dobrze radził sobie rynek włoski oraz sektor bankowy, który wspierany był optymistycznymi założeniami co do przyszłorocznego budżetu Włoch oraz podwyżką stóp procentowych w Turcji. Na GPW było zgoła inaczej. To właśnie banki wraz ze spółkami wydobywczymi ciążyły parkietowi najbardziej. W konsekwencji główny indeks uginał się pod presją sprzedających. Podobnie wyglądały pozostałe „rozwijające się” parkiety Europy, na czele z węgierskim. Rynek w Budapeszcie był zresztą dzisiaj najsłabszy w Europie, a warszawski ze stratą blisko 1-procenową drugi od końca. Słaba końcówka sesji mogła nieco dziwić, gdyż dolar się dzisiaj osłabiał, a stabilizacja w popołudniowej fazie notowań kazała przypuszczać, że inwestorzy respektują wsparcie położone w okolicach minimów z połowy sierpnia. Niższe zamkniecie uznać należy za naruszenie, a nie złamanie tego wsparcia i decydujące okażą się kolejne dni oraz specyficzne zakończenie tygodnia. Od przyszłego tygodnia warszawski parkiet będzie bowiem według FTSE Russell oraz Stoxx zaliczany do rynków rozwiniętych, co w piątek doprowadzi do potężnych obrotów i trudnego do przewidzenia końcowego wyniku przepływu kapitału.
Łukasz Bugaj