Na pierwszej poświątecznej sesji gościły wzrosty na większości światowych giełd. Kierunek ten nadały notowania w Nowym Jorku, gdzie DJIA ruszył na kolejne rekordy. Główne parkiety w Europie zanotowały wzrosty rzędu 1 proc. ale WIG20 właściwie nie zmienił się. Słabość naszego indeksu była po części efektem spadków cen miedzi, a po części ogólną słabością naszego rynku.
Rano napłynęły informacje o PMI dla przemysłu w krajach strefy euro. Dane z południa Europy okazały się gorsze od oczekiwań. Dla całej strefy euro wypadły wprawdzie nieco lepiej od oczekiwań, ale wartość 46,8 pokazuje nadal dość głębokie nastroje recesyjne. Indeksy europejskie zignorowały te dane.
Problem Cypru, który rozpoczął burzę dwa tygodnie temu - w tej chwili przycicha. Banki wprawdzie są otwarte, ale tak, jakby były zamknięte, bowiem obowiązuje limit transferów zagranicznych 5000 euro miesięcznie i limit wypłat gotówkowych 300 euro dziennie. Przy takich limitach nie grozi nam bankructwo żadnego z nich przez dość długi czas. Nowe kryzysy, w innych państwach jeszcze nie wychodzą na światło dzienne, więc rynki mogą teraz trochę odetchnąć. Jednak problem długu w Europie istnieje i jest kwestią czasu kiedy pojawi się jego kolejna odsłona.
Tymczasem WIG20, pozostaje od początku roku w trendzie spadkowym. Jego słabość była początkowo tłumaczona dużą podażą banków i emisją PHN. Jest pewnie jeszcze wiele czynników z czego wymienić warto – malejące zainteresowanie inwestorów indywidualnych wobec oczekiwań na recesję i możliwa likwidacja OFE. Fundusze emerytalne mają w akcjach wiele miliardów. Tymczasem wypowiedź ministra finansów Rostowskiego w ub. czwartek jest mocnym akordem w dyskusji o ich likwidacji. Stwierdzenie ministra, że jest zaskoczony propozycją wypłat przez określoną ilość lat, a nie do śmierci budzi zdziwienie. Czyżby minister nie wiedział, że na koncie w OFE każdego emeryta jest odłożona ściśle określona kwota? Oczywiście, że wie.