Początek drugiego tygodnia miesiąca z reguły jest spokojny i pozostaje pod wpływem ważnych comiesięcznych danych z amerykańskiego rynku pracy. Dzisiejsza sesja co do głównych ram wpisywała się w tę tendencję, przy jednakże zaskakującej słabości giełd Eurolandu.
Już w porannej fazie handlu za naszą zachodnią granicą widać było aktywizującą się podaż, która sprowadziła niemieckiego DAX-a o ponad 0,5% poniżej piątkowego zamknięcia. Nie towarzyszyły temu żadne negatywne wiadomości, gdyż na tym froncie dzisiejszy dzień uznać należy za względnie spokojny. Ważnych danych makro nie poznaliśmy, a wystąpienie Mario Draghiego z EBC czy kandydującego na prezydenta Francji François Fillon’a, zaplanowane były na godziny popołudniowe. Na tym tle bardzo pozytywnie wyglądał parkiet warszawski, który kontynuował zapoczątkowane jeszcze w piątek wzrosty. Wynikały one najprawdopodobniej z dwóch czynników. Pierwszy natury fundamentalnej był konsekwencją piątkowych danych z USA, gdzie wyraźnie zawiódł wzrost wynagrodzeń Amerykanów i w konsekwencji obniżyły się oczekiwania co do wzrostu stóp przez Rezerwę Federalną. To z kolei pomaga rynkom wschodzącym, do których GPW wciąż się zalicza. Drugi powód wynikał z techniki, która pchała główny indeks do testu psychologicznego oporu na poziomie 2100 pkt. W istocie zabrakło zaledwie 3 pkt., by ów poziom osiągnąć.
Po południu nawrót słabości europejskiego otoczenia dość skutecznie ograniczał apetyty lokalnych byków, choć GPW i tak pokazała się od bardzo dobrej strony. Indeks WIG20 wzrósł ostatecznie o 0,65%, o tyle samo zyskał indeks małych spółek sWIG80. Jedynie spółki średnie nie zdrożały i zachowywały się ostrożnie w obliczu dość zastanawiającej dzisiejszej słabości głównych europejskich parkietów. Ta po południu prowadziła bowiem do spadków we Frankfurcie i Paryżu rzędu 1%. Na tym tle GPW wciąż wyglądała na oazę spokoju i względnej siły. Wydaje się jednak, że ryzyko dla kontynuacji wzrostowego scenariusza, także w kraju zaczyna rosnąć.
Łukasz Bugaj