Sesja została zdominowana jednym wątkiem. Przed sesją wyniki za IV kwartał podała Telekomunikacja Polska S.A. Wynik netto okazał się nadspodziewanie niski: 51 mln wobec oczekiwanych 133 mln. Spółka ogłosiła też zmniejszenie tegorocznej dywidendy do zaledwie 0,50 zł na akcję i planuje zwolnienie 1700 pracowników. Przyczyną tak słabych wyników telekomunikacyjnego giganta są wojny cenowe na rynku usług telefonicznych.
To, co się stało chwilę po otwarciu notowań musiało zdumieć nawet najbardziej doświadczonych stażem obserwatorów giełdy. Duża spółka, blue chip z indeksu WIG20 straciła na otwarciu 1/3 swojej wartości. Nie przypadkowa spółka z New Connect, ale jedna z najbardziej płynnych i najstarszych spółek na GPW przyniosła 30-to procentową stratę, bez możliwości wyjścia z inwestycji wcześniej, gdzieś „po drodze”, bez możliwości zastopowania się przed stratą.
Dodajmy, że TP S.A. była postrzegana przez analityków nie jak zwykła spółka. Była to spółka stabilna, płacąca stałą, regularną dywidendę. Spółka polecana na czas kryzysu niczym obligacja skarbowa. Była zatem chętnie kupowana przez OFE i TFI. Dywidenda dawała co roku przyzwoitą stopę zwrotu. To właśnie z powodu obniżenia propozycji dywidendy spadek okazał się tak znaczny. Rekomendacja zarządu na 0,50 zł dywidendy daje przy cenie 8 zł za akcję stopę zwrotu na poziomie 6,25%. Wyższa cena nie jest specjalnie uzasadniona.
Tak duży spadek spółki, której udział w WIG20 wynosi około 4 procent spowodował spadek indeksu o około 1,3 proc. Gdyby nie to, być może cieszylibyśmy się dziś z powrotu WIG20 powyżej 2500 pkt. TP S.A. odreagowywała w trakcie sesji. Minimum wypadło w pierwszym kwadransie i wyniosło 7,82 zł. Odrabianie strat trwało do 12-tej, do poziomu 8,85 zł. Potem kurs znowu zniżkował do zamknięcia – 8,39 zł. To falowanie odbiło się na indeksie.
Pozostałe czynniki nie miały większego wpływu. Notowaniom złotówki zaszkodziły nieco dane o saldzie obrotów towarowych opublikowane o 14-tej.