Piątkowe notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie przyniosły kolejną sesję przeceny. Liderem obozu podażowego znów był spółki o największej kapitalizacji. Z koszyka blue chipów wzrost zanotowały tylko trzy spółki, gdy reszta straciła na wartości. W efekcie WIG20 stracił 1,42 procent, co przełożyło się tygodniowy spadek prestiżowej średniej o 4,3 procent. Naprawdę jednak nic nie zapowiadało tak słabego rozdania. Handel odbywał się po dniu przerwy na Wall Street i przy relatywnie spokojnej z tego powodu postawie rynków europejskich. W istocie do 14:00 WIG20 sennie dryfował w bliskiej odległości od wczorajszego zamknięcia. Dopiero po 14:00 rynek zaczął systematyczne osuwanie. W konsekwencji dwugodzinnej przeceny WIG20 przesunął się z rejonu 1960 pkt. w rejon 1930 pkt., co zgrubnie licząc pokrywa się ze stratą poniesioną w skali całej sesji. Jeśli dołożyć do tego fakt, iż w tym czasie obrócono akcjami za około 200 milionów złotych, gdy w trakcie całej sesji udało się ugrać ledwie 434 miliony złotych, to trudno nie zadać pytania, czy podaż była naprawdę tak mocna, czy raczej starczyło odsunięcie popytu zniechęconego ostatnimi porażkami byków. Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie sesja skończyła się wyznaczeniem przez WIG20 nowego minimum siedmiomiesięcznej przeceny i zbudowaniem bazę do zakończenia miesiąca najgorszym wynikiem od grudnia 2013 roku. Dla zwolenników analizowania kondycji rynku przez pryzmat układów technicznych zakończenie poniedziałkowej sesji na poziomach zbliżonych do dzisiejszych, będzie prostym sygnałem, iż po październikowej konsolidacji podaż znów przejęła inicjatywę i połamała wsparcia prowadzone po minimach z 2011 i 2013 roku. Dla techników taki układ jest potwierdzeniem już wcześniej stawianej tezy, iż czas spoglądać na południe i szukać wsparć w rejonie 1758 pkt., czyli na dołku z 2009 roku. W konsekwencji, nawet niepodzielający szacunku dla analizy technicznej zostaną zmuszeni do uznania faktu, iż sutuacja na wykresie nie sprzyja stronie popytowej.
Adam Stańczak DM BOŚ SA