Jeszcze rano dzisiejszego dnia nic nie zapowiadało aż takich spadków do jakich doszło na światowych giełdach. Wczorajszy niewielki spadek w USA, a przede wszystkim oczekiwanie na wyniki pierwszych spółek, kazało raczej oczekiwać spokojnej rozgrywki z niewielkimi zmianami cen. Poza danymi z Wielkiej Brytanii nie miało być dziś publikacji żadnych ważnych danych.
Notowania rozpoczęły się właśnie wg tego scenariusza. Pierwsze 20 minut WIG20 przebywał nawet delikatnie nad kreską. Jednak o 9:20 giełdy światowe gwałtownie zanurkowały. W tym samym czasie euro zaczęło słabnąć wobec dolara. Spadek był zapewne pogłębiony przez rozmaite stop-losy , które mogły być ułożone poniżej wczorajszego dołka, ale pierwotną przyczyną spadku wydaje się być wypowiedź hiszpańskiego ministra finansów Loiusa de Guindosa na temat prognoz deficytu tego kraju sporządzonych przez MFW. „Mam szacunek dla prognoz MFW, lecz nie są one wyryte w kamieniu”. Wypowiedź miała miejsce na szczycie ministrów finansów w Brukseli. WIG20 zanurkował przeszło 20 pkt..
W ciągu następnych godzin giełdy odrabiały te szybkie poranne straty. Przed 15-tą nasz indeks blue chipów tracił już tylko 2 punkty w stosunku do wczorajszego zamknięcia. Tymczasem światowe telewizje relacjonowały wizytę kanclerz Angeli Merkel w Grecji. Celem wizyty miało być wsparcie dla greckiego rządu w trudzie przeprowadzania reform. Telewizje skupiły się jednak na dużych demonstracjach odbywających się w Atenach, skierowanych przeciw oszczędnościom, a także wypowiedzi przywódców greckich demonstrantów skierowane przeciw niemieckiej kanclerz. Widok bitwy policyjnej na ulicach Aten podziałał na nastroje inwestorów. Taki obraz nie jest dobrą prognozą dla jedności Europy. Giełdy amerykańskie ruszyły w dół, a za nimi pozostałe.
Ostatecznie spadek WIG20 przekroczył 1 proc. lecz dla porównania mWIG40 zakończył sesję ze zmianą + 0,02 proc. Spadki dotknęły duże spółki, gdzie udziały posiada zagranica, a nie dotyczyły wielu mniejszych spółek, na których trwa od kilku tygodni wyraźna hossa.