Dzisiejsza sesja przyniosła pewne odreagowanie po wczorajszej wyprzedaży, a skala tej zwyżki to mniej więcej połowa wczorajszych strat. Problem Grecji pozostawał w centrum uwagi.
Wczoraj miało miejsce dość poważne tąpnięcie w USA. S&P500 stracił 2,1 proc. a DJIA 2 proc. Wygląda na to, że inwestorzy w USA zwrócili dużą uwagę na problem Grecji. Podczas poprzedniego kryzysu sprzed 3 lat, giełdy amerykańskie niewiele przejmowały się zadłużeniem Grecji. Tym razem w reakcji na zachodzące błyskawicznie wydarzenia zabrał głos nawet Barack Obama, który wezwał obie strony do wznowienia rozmów.
Wprawdzie w 2012 r. Grecja była bliska bankructwa, a jej długi mogły wywrócić system bankowy w Europie, ale trwały rozmowy z MFW i EBC i widać było dobrą wolę obu stron. Tym razem mamy do czynienia z niejasną sytuacją. Rząd grecki wstał nagle od stołu negocjacyjnego i zerwał rozmowy. Takie zachowanie przestraszyło rynki.
W świetle niedawnej wizyty w Moskwie wygląda na to, że rząd Ciprasa realizuje polecenie Putina – wyjścia ze strefy euro. Tygodniami trwały bezowocne negocjacje, a na 2 dni przed deadline Cipras ogłosił ekspresowe referendum. Również sformułowanie pytań referendalnych świadczy o chęci opuszczenia strefy. Nie od dziś wiadomo, że Moskwie chodzi o rozbicie jedności Europy. To kolejny czynnik, który zmroził giełdy i kazał przyjrzeć się problemom Europy przez USA.
Dziś zapada ostateczny termin spłaty raty kredytu przez Grecję. W niedzielę ma się odbyć referendum w Grecji. Po kilku tygodniach giełdy zapomną o Grecji. Europa powróci do wzrostów, ale GPW niekoniecznie. Przed nami jesienne wybory i groźny dla banków powrót rządów PIS. Indeksy osuwają się od 25 maja i póki co nie widać jakiegoś przełomu.