W wyniku wczorajszego silnego wzrostu, indeks WIG20 znalazł się w okolicy 2350 pkt. i tu można się było spodziewać zatrzymania. Tak też się stało – WIG20 przekroczył nieznacznie ten poziom, sięgnął przed południem 2358 pkt. i zabrakło pary pomimo tego, że giełdy w Europie kontynuowały marsz na północ. W końcówce widzieliśmy osłabienie i ostatecznie WIG20 poniósł stratę -0,38 proc.
Podobnie duży jednosesyjny wzrost zanotował 10 czerwca. Było to odreagowanie wielosesyjnego spadku rozpoczętego 25 maja, po drugiej turze wyborów prezydenckich. Czy i tym razem mamy do czynienia z podobnym krótkim odreagowaniem, czy też spadki sięgnęły lokalnego dna?
Wczorajszy wzrost został wymuszony przez otoczenie. Giełdy w Europie niemal entuzjastycznie przyjęły informacje o tym, że EBC zasila system bankowy Grecji i wypowiedź Jean Claude Junkera, który stwierdził, że pojawiła się lepsza propozycja ze strony Grecji w trakcie trwających od tygodni negocjacji w sprawie zadłużenia tego kraju. Paryski CAC40 zyskał wczoraj aż 3,8 proc. zatem wzrost w Warszawie o 2,2 proc. jest na tym tle dość skromny. Zawarcie porozumienia z Grecją jest przewidziane na czwartek, ale giełdy jak to z nimi bywa, dyskontują informacje zawczasu.
Po czwartku drogi giełd mogą się rozejść. Warszawa prawdopodobnie powróci do swoich problemów – podaż ze strony OFE i wyprzedaż banków w związku z możliwością wygrania jesiennych wyborów przez PIS. Pewną jaskółką nadziei jest KGHM. Spółka wykształciła podwójne dno w okolicy 110 zł, a co ważniejsze ceny miedzi dynamicznie dziś odbiły. Wzrost cen miedzi wyrażony w dolarach nastąpił równocześnie z umocnieniem dolara, co znacznie poprawia cenę w złotówkach. Spadek cen metalu trwa od 18 maja. Jeśli trend się odwróci, to kombinat miedziowy będzie znacząco wspierał indeks. Otwartym pozostaje pytanie jak zachowają się spółki paliwowe i energetyczne – Orlen, Lotos, PGNiG, PGE, Enea, Energa, Tauron, a także PZU.