Dzisiejsza sesja z góry zapowiadała się na spokojną oraz spadkową. Słabe piątkowe zamknięcie na Wall Street determinowało zniżki już na otwarciu, a obchodzony dzisiaj za oceanem Dzień Kolumba sprawiał, że nie należało oczekiwać dynamicznych zmian. Tym samym doczekaliśmy się kolejnej sesji na przeczekanie, z niską aktywnością inwestorów, którzy wyczekują dalszych impulsów.
Po zaskakująco dobrych danych z amerykańskiego rynku pracy neutralne zamknięcie tamtejszych rynków mogło dziwić i przyczyniało się do większej awersji do ryzyka na otwarciu nowego tygodnia. Chęć do sprzedaży nieco mogły zwiększyć nowe prognozy Banku Światowego dla gospodarek azjatyckich, ale niewiele. Warto zaznaczyć, że ta instytucja często jako ostatnia redukuje swoje prognozy, które nawet po obniżkach wydają się optymistyczne. Otóż PKB Chin w tym roku ma się zwiększyć o 7,7% (poprzednio oczekiwano 8,1%) , mimo że rząd już od dawna mówi o wzroście rzędu 7,5%. Oznacza to, że nowe prognozy Banku Światowego nie mogły być dominującym czynnikiem, który zapewnił spadkowe otwarcie na europejskich indeksach.
Niższe otwarcie nie zostało wykorzystane przez popyt do dokupienia nieco tańszych akcji. Pierwsze minuty handlu stały wręcz pod znakiem kontynuacji spadków, które na głównych parkietach Eurolandu przekroczyły 1% i tam utknęły do końca dnia. Napływające na rynek informacje niewiele znaczyły dla inwestorów, którzy dość skutecznie je ignorowali. Lepsza od prognoz produkcja przemysłowa w Niemczech przeszła bez echa, mimo że tyczyła się najważniejszej gospodarki Europy. Podobnie nie przejęto się początkiem operacyjnego działania funduszu ESM, który dzisiaj od Fitcha otrzymał najwyższy rating potrójnego „A”. Ponadto bez większej niecierpliwości oczekiwano na rozpoczynające się późnym popołudniem spotkaniem ministrów finansów strefy euro. Wyglądało to tak, jakby problemy europejskie były coraz mniej ważne, ale wytłumaczenie równie dobrze może być inne. Otóż wszystkie powyższe kwestie nie były specjalnym zaskoczeniem. O uruchomieniu funduszu ESM wiemy już od dawna, a spotkanie Eurogrupy nie będzie przełomowym, gdyż nie oczekuję się po nim żadnych wiążących decyzji w kwestii greckiej czy hiszpańskiej. Grecja wciąż bowiem czeka na raport Troiki, a Hiszpania nadal nie poprosiła o pomoc.
Skoro Europa nie dostarczyła żadnych nowych impulsów, a wiele Amerykanów dzisiaj świętowało, to cały dzień musiał upłynąć spokojnie. Nawet pokaźne spadki tego spokoju nie naruszały. Zresztą na GPW rynek był silniejszy i opierał się negatywnym tendencjom widzianym gdzie indziej. Co prawda kolor czerwony nie opuszczał tablicy notowań, ale jego natężenie było mniejsze. Szczególnie pomagała zwyżka akcji PZU, których cena osiągnęła najwyższe poziomy od roku po tym jak minister skarbu wykluczył sprzedaż akcji ubezpieczyciela jeszcze w tym roku. Ostatecznie dzień zamknął się zniżką indeksu WIG20 o 0,4%, czyli piątkowe wzrosty nie zostały zanegowane, a inwestorzy zapewne wypatrują początku sezonu publikacji raportów kwartalnych amerykańskich spółek, który jutro już tradycyjnie rozpocznie Alcoa. Oczekiwania są bardzo niskie, więc istnieje szansa na pozytywne zaskoczenia, które mogą okazać się impulsem do dalszych poważniejszych zmian indeksów.