Po wczorajszej istotnej sesji niemalże euforycznych wzrostów, które dla indeksu krajowych blue chipów oznaczały zdobycie poziomu 2600 pkt, pytanie na dzisiaj brzmiało ile z tej siły da się utrzymać w kontekście gorszych globalnych nastrojów. Po zakończeniu sesji okazało się bowiem, że wcześniejszy amerykański optymizm związany z nadzieją na rychłe zakończenie konfliktu o klif fiskalny prysł niczym bańka mydlana.
Niewiele potrzeba było by wczoraj sprowadzić amerykańskie indeksy w obszary ujemne. Wystarczył oczywisty fakt, że prezydent Obama zawetuje propozycję spikera Izby Reprezentantów o nazwie „plan B”, jeżeli jego inicjatywa w ogóle zdoła opuścić Kongres i trafić na biurko prezydenta. Najprawdopodobniej jednak o wiele ważniejszy był fakt, że ponownie możemy mówić o pacie w negocjacjach, a niedawne głosy sugerujące przełom okazały się przedwczesne. Te negatywne wiadomości trafiły na podatny grunt w postaci sporych zwyżek z ostatnich dni, więc specjalnie dziwić nie mogły spadki na parkietach w Azji. Niższe otwarcie na GPW zaskoczeniem również nie było, ale pytanie brzmiało co będzie dalej.
Otóż szybko okazało się, że popyt niższe otwarcie wykorzystał do zakupów i całe przedpołudnie stało pod znakiem zwyżek do poziomu 2600 pkt. Wzrosty zabrnęły nawet wyżej i o dwa punkty udało się poprawić wczorajsze maksimum. Później jednak apetyt na kontynuację wzrostów wyraźnie wyparował. Zresztą już wcześniej problemy takich spółek jak PKN Orlen czy KGHM sygnalizowały, że dotychczasowi liderzy hossy mają coraz większe problemy ze wspinaczką na północ. Rynek podtrzymywany był przede wszystkim przez sektor finansowy, w tym banki, które po okresie odpoczynku mogą próbować zastąpić niedawnych liderów. Nieźle radziło sobie również PZU, ale popołudnie dla kursu akcji największego ubezpieczyciela było już gorsze i nie pomagały tutaj nowe rekordowo niskie poziomy oprocentowania krajowego długu.
Wraz z odwrotem na akcjach PZU problemy zaczął przeżywać również rynek jako całość. Winić za to nie można publikowanych dzisiaj danych, które do złych nie należały, ale bardziej faktu, że WIG20 dotarł do istotnego oporu i z tego miejsca ciężko już będzie o kontynuowanie jednostajnego wzrostu prezentowanego wcześniej. Również w sektorze średnich i mniejszych spółek pojawiły się oznaki realizacji zysków i zniżki indeksów raczej nie można tłumaczyć faktem, że dzisiaj był ostatni dzień na zrealizowanie strat, by móc je później wykorzystać jako tegoroczną tarczę podatkową.
Najbliższa przyszłość to jutrzejsze rozliczenie grudniowej serii kontraktów terminowych oraz zaledwie dwie sesje w przeszłym tygodniu przed Nowym Rokiem. Ciężko spodziewać się, że te specyficzne ostatnie trzy sesje tego roku wykorzystane zostaną do agresywnej realizacji zysków. Przystanek może być jednak wskazany by ten rok zakończyć na niezwykle atrakcyjnych poziomach, których mało kto się spodziewał równo dwanaście miesięcy temu.