Wczorajsze sesje w USA zakończyły się odwrotem z poziomów nieznacznie poniżej niedawnych rekordów wszechczasów. W efekcie uszczerbku doznały giełdy w Azji. Spadki opanowały cały kontynent europejski i okazały się znaczne, przekraczające 2 proc.. WIG20 stracił 1,39 proc.
Wyprzedaż w Nowym Jorku rozpoczęła się wskutek osłabienia notowań spółek z branży energetycznej, a to za sprawą taniejącej ropy. Wzmocniły ją obawy o dalszą politykę FED co do stóp procentowych. Reakcja giełd europejskich była mocna, dla przykładu londyński FTSE spadł o 2,1 proc. a paryski CAC o 2,2 proc.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że istnieją szanse na świąteczny rajd w Warszawie. Pomimo dobrych dwóch ostatnich miesięcy w Europie, a przede wszystkim hossy w USA, nasz parkiet pozostawał w miejscu od października i poniżej poziomów wrześniowych. Jednak w ubiegłym tygodniu nie powiodło się przebicie 2450 pkt. a dziś, w sytuacji wyraźnie negatywnych nastrojów za granicą, nasz indeks szukał obrony w okolicy 2390-2400 pkt.
Na tych poziomach pojawił się w Warszawie znaczny popyt, który sprawił, że spadki nad Wisłą okazały się mniejsze niż w zachodniej Europie. Stało się to przy wzmożonym wolumenie wymiany. Obrót na dzisiejszej sesji był niemal dwukrotnie wyższy niż wczoraj. Przecenione zostały oczywiście spółki z branży energetycznej PKN Orlen -2,89 proc. PGE -3,39 proc. PGNIG -2,11 proc. Straciła też KGHM -0,78 proc. pomimo tego, że ceny miedzi dziś już nie spadały, a wręcz odrabiały straty. I właśnie ta spółka zanotowała dziś największy obrót – 233 mln.
Wydaje się, że WIG20 ma większe szanse na obronę wsparcia 2390-2400 pkt. niż jego złamanie. Nie można też całkowicie przekreślić szans na jakiś świąteczny rajd. Mogą w tym przeszkodzić powstałe wczoraj obawy o kondycję spółek energetycznych.