Rozpoczęliśmy ostatni pełny tydzień tegorocznych notowań. Inwestorzy już zapewne widzą na horyzoncie koniec roku i najprawdopodobniej dlatego nie widać specjalnej chęci do sprzedaży akcji. Z kolei wszelkie pozytywne sygnały szybko wykorzystywane są do podciągania indeksów w wielkim końcoworocznym window dressingu.
Mowa tutaj w szczególności o naszym parkiecie, który co prawda początkowo mniej więcej poruszał się w rytm europejskich nastrojów, ale pod koniec notowań poszedł własną ścieżką, podobną do tej z piątku. Sam początek sesji był spokojny - zignorowana została słaba piątkowa sesja za oceanem. Europa wciąż pozostaje silniejsza od Wall Street i nie reaguje tak bojaźliwie na perspektywę klifu finalnego jak parkiet nowojorski. Krótko po otwarciu pojawiły się nawet nowe rekordy, ale o kontynuacji nie mogło być mowy. Rynek popadł w marazm, który trwał do popołudnia i wydawało się, że w tej stabilizacji doczekamy końca sesji.
Brakować miało impulsów do rozruszania handlu. Publikowane dane nie były pierwszego sortu, a dodatkowo wskazywały raczej negatywny obraz. Warto choćby wspomnieć o spadku indeksu NY Empire State do -8,1 wobec oczekiwań zwyżki w okolice zera. W obszarach ujemnych sygnalizujących pogorszenie sytuacji znalazły się kluczowe subindeksy zatrudnienia i nowych zamówień, co nie należało odczytać pozytywnie. Inwestorzy jednak te informacje zignorowali. W Europie liczyła się chęć zachowania spokoju przed końcem roku, a w USA wciąż najważniejszym tematem pozostawał klif fiskalny.
Po otwarciu Wall Street okazało się, że amerykański parkiet podchwycił niedzielną propozycję spikera Izby Reprezentantów, który po raz pierwszy zaproponował podwyżki podatków dla najbogatszych Amerykanów. Tego od dawna domagał się Obama, ale Republikanie cały czas przy tej propozycji kręcili nosem. Teraz jednak godzą się na wyższe podatki, jednak dla osób zarabiających więcej niż 1 mln dolarów rocznie. Obama chce ten próg ustawić niżej, na poziomie 200 tys. dolarów. Dodatkowo wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia cięć wydatków, więc choć propozycja Johna Boehnera jest krokiem we właściwą stronę, to do pełnego porozumienia droga wciąż jest daleka. W ten realistyczny sposób spojrzeli na to Europejczycy, ale przeceniony rynek w USA postanowił wykorzystać informację do zwyżek.
Tę pozytywną reakcję wykorzystała GPW i między innymi za sprawą nowych tegorocznych maksimów w wykonaniu takich walorów jak PZU, PKN Orlen oraz PGNiG, WIG20 pomaszerował 0,6% powyżej zamknięcia z piątku. Wyraźnie więc odeszliśmy od poziomu 2500 pkt i powoli zbliżamy się do granicy 2600 pkt. Można tylko dyskutować nad stylem tego podejścia, które przypomina wymuszoną wspinaczkę. Z rynkiem się jednak nie dyskutuje i dopóki trend wzrostowy trwa, należy czerpać z niego pełnymi garściami.